środa, 29 kwietnia 2015


Pamiętam jak po lekturze Podręcznika przygody rowerowej i udziale w licznych slajdowiskach zapragnęłam swój kolejny dwutygodniowy urlop spędzić na rowerowym siodełku, nie od dziś bowiem wiadomo, że tak jest i taniej, i bliżej mijanych "atrakcji". Mój zapał, który i tak okazał się bardzo słaby, dobiła moja koleżanka z lubością roztaczająca przede mną wizje obtartego siedzenia i znużenia wielodniową jazdą. Musiałam przyznać jej rację, a ponieważ nie posiadam jednośladu, chętnie zmieniłam plany wakacyjne. Przywołane wspomnienie powróciło do mnie gdy sięgnęłam, po raz drugi zresztą, po książkę Kazimierza Nowaka, który przez 5 lat, głównie na rowerze, podróżował po Afryce. 

W czasach Nowaka był to wyczyn ogromny zważywszy na dostęp do map Czarnego Lądu czy stopień wiedzy o tej części świata. Wprawdzie w prasie pojawiały się korespondencje z dalekich podróży, ale Nowak krytykował je jako niewiarygodne między innymi ze względu na wygodę, w jakiej podróżowali korespondenci, a która uniemożliwiała "dotknięcie" sedna sprawy. Fakt, że w tym względzie polski podróżnik nie należał do osób skromnych, ale z drugiej strony czyż nie dokonał rzeczy na swoje czasy bezprecedensowej? W wielu miejscach był pierwszym białym człowiekiem widzianym przez tubylców, a jego dumę potęgowała świadomość zwycięstwa nad własnymi słabościami, przekraczania swoich granic. Bywały chwile zwątpienia, momenty w których śmierć oraz głód zaglądały mu w oczy, ale Nowak - może dzięki ufności Bogu - z wszystkich opresji wychodził obronną ręką.

Przez 5 lat niespiesznej podróży nasz rodak uważnie przyglądał się zarówno rdzennym mieszkańcom Czarnego Lądu, jak i kolonizatorom. Dostrzegł rozdźwięk między tym, jak w Europie przedstawiano Afrykę - jej prawdziwe oblicze przesłaniała etykietka kraju złota, polowań i kobiet*. Biały człowiek w istocie wykorzystywał dobra naturalne afrykańskiego lądu: wystrzeliwał zwierzynę, anektował sobie tereny należące do rdzennych mieszkańców kontynentu, ich samych spędzając do ciasnych rezerwatów (podobnie jak Indian) i przyczyniając się do ich demoralizacji. Ale ostrze krytyki - choć już nie tak ostre - dosięgło również tubylców, których niechęć do pracy niejednokrotnie irytowała podróżnika gdy potrzebował ich pomocy. Inne zgoła refleksje wywoływała obserwacja kobiet, których młodość podróżnik trafnie porównał do snu krótkiego, niczym wiosna tutejszych lasów**. W tym miejscu warto wspomnieć, że Kazimierz Nowak, mimo iż bez wyższego wykształcenia, posługiwał się pięknym, poetyckim językiem. 

Jak już wspomniałam, w ciągu pięciu lat tułaczki pojawiały się chwile zwątpienia i poczucie osamotnienia. Wątpliwość czy uda mu się powrócić do Polski pojawia się bodaj raz, ale - być może właśnie dlatego - wybrzmiewa bardzo głośno. Być może to, że Nowak pisał o swoich emocjach, pozwalało mu uporządkować myśli i "nie zwariować" gdy setki kilometrów pchał rower i przed oczami widział tylko piasek, piasek, piasek... Poprzez lekturę Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd mogłam niejako uczestniczyć w tej niezwykłej podróży i posmakować ówczesnej Afryki, nie tylko poprzez słowa, ale i obrazy, książka jest bowiem obficie ilustrowana fotografiami wykonanymi przez tego wielkiego Polaka. Szkoda tylko, że podpisy do zdjęć nie zawsze są trafione - do każdego obrazu przyporządkowano krótki cytat z książki, jednak niekiedy efekt takich zabiegów ociera się o groteskę (przykładowo: opisem Czasem zaledwie dojrzeć można kilka antylop opatrzono zdjęcie... autora dumnie prezentującego ustrzeloną zwierzynę***). Na szczęście tego typu "mankamenty" są bardzo nieliczne.

Czy polecam? Po stokroć! 

* Kazimierz Nowak, Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd. Listy z podróży afrykańskiej z lat 1931-1936, Sorus, Poznań 2013, s. 180.
** Jw., s. 255.
*** Jw., s. 338.

Sorus 2013 (wydanie VII)

2 komentarze:

  1. Dla mnie nawet w dzisiejszych czasach wyprawa do Afryki (zwyczajna, samochodem) jest synonimem wielkiej odwagi. A co dopiero w latach '30 i to rowerem!

    Fascynująca jest ta determinacja Nowaka w tym, żeby osiągnąć swój cel. Przecież nie mógł tak po prostu wsiąść w samolot pasażerski, nadać na bagaż swój rower i wylądować po 4 godzinach na Czarnym Lądzie. Nie mógł liczyć na liczne strony internetowe, przewodniki, relacje ludzi, którzy już tam byli.
    Takie książki pokazują, że trzeba czasami ryzykować i nie ma się czego bać.
    Na pewno będzie to moja lektura w niedługim czasie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie taka podróż również jest niesamowitym wyczynem, zwłaszcza że sama należę do podróżników kanapowych (czyli palcem po mapie lub z książką podróżniczą/reportażem w rękach) :)
      Pozdrawiam!

      Usuń