czwartek, 26 maja 2011


Podczas studiów miałam okazję pracować jako kasjerka w hipermarketach, pierwszą "poważną" pracę również rozpoczęłam od tego stanowiska. Po Udręki pewnej kasjerki nie sięgnęłam więc z ciekawości, lecz dla porównania swoich doświadczeń z obserwacjami autorki. Czy klient francuski różni się od polskiego? 


Anna Sam pracowała za kasą 8 lat. Mimo, iż miała w ręku dyplom z literatury, nie miała szans na inną pracę. Zdarzało jej się jednak słyszeć, jak matki mówią do swych dzieci: Widzisz, kochanie, jeśli nie będziesz się dobrze  uczyć, zostaniesz kasjerką, jak ta pani. Mnie wprawdzie nie zdarzały się tak jawne komentarze, jednak w relacjach z klientem często dawało się odczuć wyższość, z jaką się do mnie odnosili. Praca kasjerki jest posadą niedocenioną, a często wręcz pogardzaną. Hostessa kas, jak ironicznie nazywa tę posadę Anna Sam, jest dla wielu tylko i wyłącznie przedłużeniem skanera. Ma działać sprawnie, szybko i z uśmiechem. W zamian wysłuchuje pretensji o niezgodność cen, o brak foliowych reklamówek (nieważne, że klient ma mało zakupów i że są one już zapakowane), a w zasadzie też i o to, że komuś coś się nie udało i musi to gdzieś odreagować. 

Nieuprzejmy klient nie jest jednak jedyną bolączką kasjerki. 18 minut przerwy, na którą ciężko wyjść, gdyż do kasy stoi kolejka klientów-którzy-mają-tylko-kilka-artykułów. Gdy kasjerce wreszcie uda się opuścić stanowisko pracy, czeka ją wyścig z czasem: tik-tak! tik-tak! tik-tak! Jadalnia zwykle znajduje się na piętrze - odliczając czas na dotarcie i skorzystanie z toalety ile minut zostaje pracownikowi na  s p o k o j n e  zjedzenie posiłku i wypicie herbaty? Zgadliście! - zero... Anna Sam opisuje też zabawę w muzyczne krzesła, w której to nieświadomie miałam okazję uczestniczyć. Okazuje się, że jest to dość powszechne zjawisko, w końcu krzesła psują się zarówno we Francji, jak i w Polsce - i w obu tych krajach kasjerki muszą walczyć o nie między sobą, w przeciwnym razie czeka je kilka godzin pracy na stojąco. Brzmi mało groźnie? Statystyczna kasjerka w ciągu godziny skanuje 700-800 artykułów (biiiip!), podnosząc od 800 kg do tony, a przecież żadna zmiana nie trwa godzinę!

Anna Sam pisze lekko, ale niezwykle ironicznie. Jej Udręki pewnej kasjerki są głosem wielu pracownic, które wołają o uwagę i ludzkie traktowanie. One też czują, więc gdy kolejnym razem podejdziesz do kasy, chociaż się przywitaj. Następnym krokiem niech będzie uśmiech. 

Poradnia K, 2010
Tytuł oryginału: Les tribulations d'une caissière
Przekład: Wanda Jelonkiewicz

4 komentarze:

  1. Sam nigdy nie pracowałem w żadnym sklepie, gdzie kolejki byłyby dłuższe niż zasięg wzroku. Nieraz łapałem się na chęci zwrócenia uwagi kasjerce, że cena się nie zgadza, że produkt przeterminowany, czy brak nieszczęsnych reklamówek. Obecnie mam okazję obserwować jak wygląda spożywczak od zaplecza. I wiem, że to nie wina kasjerek, ale pracowników stoisk, kierowników, dyrektora - kasjerkom obrywa się tylko dlatego, że są tu i teraz, na miejscu, pod ręką, więc czemu nie skorzystać i nie wyżyć się na nich?
    Chętnie przeczytam jak kreatywni i nieznośni mogą być klienci, czyli my sami :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Może to dobra lektura dla sfrustrowanych klientów?

    OdpowiedzUsuń
  3. Co by się nie powtarzać moje zdanie TU

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo chętnie przeczytam. Może da mi do myślenia :)

    OdpowiedzUsuń