poniedziałek, 10 października 2011

Przyznam, że przed lekturą książki wiedziałam o Belgii niewiele. W konsternację wprawił mnie autor już w pierwszych słowach książki, twierdząc, iż z Belgią kojarzą się frytki, pralinki, piwo i koronki. Jedyne moje skojarzenia z tym krajem prowadziły do Brukseli, a dokładniej mówiąc - do Parlamentu Europejskiego, stąd książka przeleżała trochę na półce, czekając na swoją kolej. Do lektury nie spieszyło mi się zanadto, gdyż spodziewałam się solidnej dawki polityki. Co otrzymałam? Polityki niewiele, za to obszerny rys historyczny tego niewielkiego kraju, jednak podany w tak przystępny sposób, że nawet osoba tak uczulona na historię jak ja czytała te fragmenty z ogromnym zainteresowaniem (zwłaszcza zaciekawiła mnie historia powstania, a raczej zakupu kolonii, Konga Belgijskiego, przez Leopolda II i realia tam panujące). Równie interesujące były poruszone przez autora kwestie prawne i społecznościowe. W ogromne zdziwienie wprawiła mnie informacja dotycząca sposobu otrzymywania prawa jazdy, które do roku 1973 dostawało się niejako z urzędu - wystarczyło zakupić samochód. Zaskoczyło mnie także podejście do kwestii dawstwa organów. Na mocy ustawy z 1986 roku by zostać potencjalnym dawcą narządów wystarczy przekroczyć granicę państwa - narodowość i prawo obowiązujące w rodzimym kraju nie jest wiążące w tej kwestii (oczywiście sprzeciw rodziny czy samego zainteresowanego jest możliwy, jednak zgoda jest opcją domyślną). Równie nowocześni i liberalni są Belgowie w kwestiach eutanazji, in vitro, aborcji i małżeństw homoseksualnych. A jacy są na co dzień? Cisi i skromni. Nie szukają rozgłosu i skandali, nie obnoszą się ze swoim statusem materialnym, a ich prywatność oraz dom z przynależnymi mu sprawami są dla Belgów czymś świętym. Ciekawostką jest to, że sami Belgowie Belgami się nie nazywają - jest się albo Flamandem, albo Walonem. Nie wspomniałam także o tym, że kraj, mimo iż mniejszy od naszego województwa mazowieckiego, jest podzielony na trzy strefy: Flandrię, Walonię i Brukselę, w których używa się, tak!, trzech języków. Telewizja także jest podzielona i aby wiedzieć, co dzieje się w kraju, należałoby śledzić serwisy informacyjne obydwu stacji, gdyż telewizje flamandzka i walońska emitują tylko "swoje" lokalne wiadomości. 

Marek Orzechowski przekonał mnie do Belgii. Mało tego! Okazał się turystycznym rzecznikiem tego małego i z pozoru nieciekawego państewka. Podczas planowania przyszłych wakacyjnych podróży wezmę pod uwagę Belgię, a zwłaszcza De Kusttram, najdłuższą tramwajową linię w Europie, której trasa wiedzie piaszczystą plażą, De Panne, najszerszą plażę w Europie, która w czasie odpływu mierzy około kilometra szerokości, a zwłaszcza rezerwat Het Zwin, w którym można spotkać 100 gatunków rzadkich w Europie ptaków.

Muza 2011
Seria: Spectrum

3 komentarze:

  1. Myślę że Belgia to ciekawe państwo. Może się o tym przekonam, czytając tę książkę :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka pewnie ciekawa, chociaż nie czytałem. Natomiast zbulwersował mnie pewien fragment z recenzji zamieszczonej wyżej. Otóż autor pisze ''równie nowocześni i liberalni są Belgowie w kwestiach eutanazji, in vitro, aborcji i małżeństw homoseksualnych''. Czyli autor uważa, że wyznacznikiem nowoczesności jest pozytywne podejśccie do tych zjawisk, które tak w rzeczywistości wcale nie są nowe i były praktykowane w różnych totalitaryzmach i nie tylko( przypominam homoseksualistów z faszystowskiego SA w NIemczech,eutanazję umysłowo chorych w faszystowskich Niemczech itp). Zapytuję więc autora, co następnego uzna on za wyznacznik nowoczesności? Podsunę tu kilka pomysłów : małżeństwo człowieka z domowym zwierzątkiem ( czemu nie, jeżeli się kochają :) ), odstrzeliwanie wszystkich którzy wchodzą w wiek emerytalny ( czemu nie, po co mają się męczyć. I tak przecież umrą , a jaka ulga dla budżetu), pomoc samobójcom przy wykonywaniu egzekucji na sobie (jakie to nowoczesne i humanitarne, bo po co ten gość ma się dalej męczyć ze swoimi problemami życiowymi), odrzucenie instytucji małżeństwa i sztuczne zapładnianie kobiet bez fizycznej obecności mężczyzny i.t.d. Czyż to wszystko nie brzmi bardziej nowocześnie , niż to co dziś przenika do nas z Zachodu? Bądżmy i my nowocześni. Niech się od nas uczą gamonie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Używając słowa "nowoczesność" miałam na myśli opozycję w stosunku do tradycyjnego, konserwatywnego podejścia, w którym do kwestii in vitro czy homoseksualizmu podchodzi się z nieufnością, niezrozumieniem czy wręcz wrogością. Twoje wyolbrzymione pomysły do mnie nie trafiły - nie można na jednej szali stawiać eutanazji z odstrzałem ludzi! Mylisz także zoofilię z homoseksualizmem, wrzucając do jednego worka zboczenie i normalność.

    OdpowiedzUsuń