poniedziałek, 2 lipca 2012

Jak długo będziemy pamiętali o jednym z najlepszych polskich bramkarzy? Zamieszanie przed właśnie zakończonymi Mistrzostwami Europy, jakie rozpętał Jan Tomaszewski, wielki hamulcowy Anglii, pokazuje, że niewiele trzeba zrobić, aby zaprzepaścić swój wizerunek, stracić szacunek i poważanie wśród kibiców. Dudek dotychczas kroczy zupełnie inną ścieżką, nie mieszając się w politykę. Jego fundacja "Dobry start" wspiera młodych obiecujących sportowców. Dudek pomaga takim, jakim sam niegdyś był - utalentowanym sportowo małolatom z marnymi możliwościami na zrobienie kariery.

Jerzy Dudek nie koloryzuje - mówi o trudnym starcie, o tym jak własnoręcznie robił sobie pierwsze rękawice bramkarskie, jak grał w za małym stroju pierwszej drużyny, bo było to wielkim honorem i wyróżnieniem, o wielkim szoku, jakiego doznał będąc pierwszy raz na obozie treningowym za granicą. Ale też nie kryje jak wielkimi przeżyciami było zostawienie świeżo po ślubie małżonki, bo trzeba było lecieć na mecz kadry młodzieżowej do Argentyny oraz przeniesienie się do Rotterdamu, a później Liverpoolu.

Książka została podzielona w bardzo przemyślany sposób - nie chronologicznie, od narodzin (czy innego punktu w czasie) aż do stanu obecnego (lub śmierci) lecz tematycznie. W osobnych rozdziałach omówiono karierę klubową i reprezentacyjną (z podziałem na kolejnych trenerów), czasy dziecięce i finał Ligi Mistrzów w 2005 roku. Najciekawszą jednak częścią, niedostępną w innych źródłach, jest ta zatytułowana "Piłkarskie życie" - o życiu codziennym, przesądach, pieniądzach, rodzinie, samochodach, przyjaciołach, kibicach i listach od nich.

Dudek nie jest pisarzem, a piłkarzem - napisał książkę językiem prostym, bez ubarwień, jednak nie nudzącym - lektura wciąga jak pamiętny mecz w Stambule. Autor nie daje łatwych odpowiedzi na pytania, które sam sobie zadawał w czasie, gdy zaczynał i gdy był na szczycie, a które trapią niejednego zwykłego człowieka - bo Dudek nie uważa się za kogoś lepszego tylko dlatego, że dobrze zarabia i że zdobył najważniejsze trofeum w klubowej piłce nożnej. I daje wszystkim nadzieję, że nawet kiedy schodząc na przerwę przegrywasz 0-3 nie możesz wierzyć w cuda. Musisz wierzyć w siebie.

Zysk i s-ka 2005

0 komentarze:

Prześlij komentarz