sobota, 22 września 2012

W polskiej współczesnej literaturze podróżniczej zauważam dwie tendencje - pierwsza obejmuje relacje z oficjalnych ekspedycji (Pałkiewicz, Koperski), druga - powstające jak grzyby po deszczu relacje z samodzielnie zorganizowanych (lub całkowicie nie zorganizowanych) podróży na własną rękę, często odbytych autostopem, na rowerze czy nawet pieszo. Czemu o tym piszę? Książka Wszyscy jesteśmy nomadami zdziwiła mnie nieco, gdyż nie wpisuje się w żadną z powyższych tendencji - autorka opisuje zorganizowaną przez jej znajomą wycieczkę, w ramach której grupa kilku Europejczyków przemieszcza się po Mongolii pod przewodnictwem organizatorki i wynajętego kierowcy. Grupa traci więc szanse na poznanie prawdziwej mongolskiej kultury, mogąc zobaczyć jedynie wycinek mniej lub bardziej autentycznego spektaklu, który rozgrywa się na zamówienie i za pieniądze. Taki sposób podróżowania spowodował, że książka nie daje wskazówek jak radzić sobie w innym kraju - większość spraw była załatwiona odgórnie, a kwestia niezrozumienia kulturowego nie miała takiej wagi, jak podczas indywidualnego podróżowania. Nie zauważyłam też otwarcia wycieczkowiczów na inną kulturę i szacunku do drugiego człowieka - czy to do członka własnej grupy, czy to w stosunku do tubylców. Zdegustowała mnie szczególnie jedna scena - ponieważ turyści zgłodnieli kierowca zatrzymał się przy jednej z ubogich jurt, po czym wszyscy bez pytania wpakowali się do jej wnętrza (!), a gdy okazało się, że nie otrzymają strawy, zamiast udać się do wyjścia zaczęli fotografować pomieszczenie oraz siedzących w nim ludzi! Na szczęście takich sytuacji nie było wiele, a autorka potrafiła zdobyć się na samokrytycyzm, choć w przypadku bezsensownej walki o określony fotel w samochodzie - już nie.



Krytykując grupę wycieczkowiczów i sposób podróżowania nie krytykuję książki. Małgorzata Dzieduszycka-Ziemilska napisała wyczerpującą i przyjemną w odbiorze relację z pobytu w Mongolii - opis podróży urozmaiciła wieloma informacjami o kulturze czy historii kraju, załączając nawet kilka przepisów na mongolskie potrawy. Książkę czyta się szybko i przyjemnie (nie licząc zgrzytów zębów podczas czytania opisów zachowania grupy bądź poszczególnych jej członków), a czas spędzony z książką umilają liczne zdjęcia - część autorstwa Małgorzaty Dzieduszyckiej-Ziemilskiej, część wyszperana w licznych źródłach. 

Warto przeczytać - książka nie tylko przybliża kraj nomadów, ale także skłania do refleksji.

Świat Książki 2012

2 komentarze:

  1. Jestem w połowie tej książki i szczerze zastanawiam się czy nie wystarczy. Taki ciekawy kraj i kultura, a ja mam wrażenie jakbym czytał relację z przypadkowego wypadu, przypadkowej grupy ludzi, do przypadkowego kraju... Trochę rozczarowanie... Znasz może coś co warto odkopać z piasków Gobi?

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie również denerwowali ludzie pojawiający się na kartach tej książki i myślę, że gdyby autorka odsiała wątki swoich towarzyszy, książka byłaby dużo ciekawsza i przyjemniejsza w odbiorze, a sama Mongolia nie zginęłaby gdzieś w tle.
    Jeśli chodzi o rekomendacje, to z czystym sumieniem polecam "Monoglię" Uryna z serii Poznaj Świat (czytałam kilka lat temu, ale pamiętam, że książka wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie). Muza ostatnio wydała jego kolejną książkę "W krainie jurt i szamanów", ale jeszcze nie miałam okazji zapoznać się z treścią. Polecam także Grąbczewskiego "Podróże po Azji Środkowej" - jest to bardzo obszerny zapis podróży sprzed dwóch wieków. Jeżeli nie straszny Ci nieco archaiczny język - łap i czytaj!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń