niedziela, 14 kwietnia 2013


Nigdy nie byłam pasjonatką żeglarstwa, a dni spędzane na wodzie zawsze wydawały mi się nudne i monotonne. Bo cóż można zobaczyć przemierzając w ten sposób świat? Po książkę Cichockiego sięgnęłam więc z pewną dozą sceptycyzmu i obawą, że Zew oceanu nie przypadnie mi do gustu. Na szczęście już pierwsze strony rozwiały moje uprzedzenia, a ja sama zaangażowałam się w opisywaną historię. A jest to historia niezwyczajna. Oto jeden człowiek opłynął samotnie kulę ziemską bez zawijania do portu, nie licząc przymusowego postoju podczas koniecznej naprawy jachtu. Sama łódź pozostawiała wiele do życzenia - jacht pochodził z masowej produkcji i przeznaczony był do pływania rekreacyjnego, a nie do bicia rekordów! Cichocki jednak postanowił, że stawi czoła wyzwaniu i 1 lipca 2011 wypłynął z Brestu we Francji, by w to samo miejsce wrócić dopiero 7 maja 2012 roku. Dziesięć miesięcy spędzonych na oceanach wbrew moim wyobrażeniom obfitowało w liczne, często dramatyczne wydarzenia. Sprzęt, który wydawał się nieodzowny (radar, autopilot, generator prądu), odmówił posłuszeństwa, a sam jacht w pewnym momencie zaliczył wywrotkę. Cichocki stracił wiele żywności, w wyniku czego posiłki jadał co drugi dzień, nie stracił jednak ducha i kontynuował rejs, by dobić wreszcie do portu, z którego wypłynął niemal rok wcześniej. Wrócił bogatszy nie tylko w doświadczenia, ale także w wiedzę o sobie samym: (...) samotny rejs dookoła świata rozumiany wyłącznie jako podróż nie ma sensu - wraca się przecież w to samo miejsce, z którego się wyruszyło. Ma sens jedynie wtedy, gdy stanie się podróżą w głąb własnej duszy. Przez ponad 10 miesięcy przyglądałem się sobie w bezlitosnym lustrze oceanu, by dowiedzieć się, kim naprawdę jestem.*

Tomasz Cichocki mimo iż dokonał czegoś naprawdę spektakularnego i wymagającego ogromnego samozaparcia oraz hartu ducha, wydaje się osobą skromną i sympatyczną, a jego relacja tchnie autentyzmem i szczerością. Dziwi mnie fakt, że mimo wielkiego dokonania, wcześniej nic o Cichockim nie słyszałam, ba! przed ukazaniem się książki nie miałam pojęcia o jego istnieniu i odbytym rejsie, podczas gdy nad Romanem Paszke rozwodziły się liczne media. Wracając do książki - jeżeli wierzyć Kubie Strzyczkowskiemu, dziennikarzowi radiowej Trójki, żeglarzowi i znawcy literatury tematu, Zew oceanu jest jedną z najlepszych książek o samotnych rejsach. Zdecydowanie przyłączam się do rekomendacji!

Carta Blanca/Dom Wydawniczy PWN 2013
Seria: Bieguny

*Tomasz Cichocki, Zew oceanu. 312 dni samotnego rejsu dookoła świata, Carta Blanca, Warszawa 2013, s. 15.

1 komentarz:

  1. Nie czytam tego typu książek zazwyczaj, ale do tej bardzo mnie zachęciła Twoja recenzja. Już sobie zapisałam tytuł. Pomysł, żeby wyruszyć dookoła świata po to, by poznać samego siebie wydaje mi się fascynujący!

    OdpowiedzUsuń