Czasem jedno słowo wypowiedziane w chwili wzburzenia potrafi nieodwracalnie zmienić nasze życie... Pamiętna kłótnia podczas wizyty u rodziny kładzie się długim cieniem na losach Eapenów. Jedenastoletnia wówczas Amina i jej starszy brat Akhil mimowolnie stają się świadkami bolesnej rozmowy rodziców z babką, która nie była w stanie pogodzić się z opuszczeniem domu rodzinnego oraz Indii przez jej syna Thomasa. Winą za taki stan rzeczy obwinia synową Kamalę, która nie dość, że nie może się poszczycić jasną cerą, to jeszcze nie wniosła tak wysokiego posagu, jak rzekomo oferowały inne rodziny. Atmosfera zagęszcza się, gdy syn postanawia nagle przerwać przykre spotkanie... Wykrzyczane przez wzburzoną starszą panią inwektywy pod adresem Kamali oraz Thomasa są pożegnaniem, ciążącym na rodzinie Aminy jak klątwa.
Mimo upływu dziewiętnastu lat od "wyklęcia", czas nie zaleczył ran. Choć wiele słów zostaje niewypowiedzianych, w domu Eapenów panuje specyficzna atmosfera: Thomas ucieka w pracę, a będąc w domu szuka kontaktu ze zmarłą matką; Kamala wypiera rzeczywistość, znajdując ukojenie w religii i gotowaniu, którym stara się przywołać miniony czas kiedy wspólne, tradycyjne posiłki były celebrowane przez całą rodzinę. Z tą wypieraną przez wszystkich przeszłością musi się zmierzyć trzydziestoletnia Amina, gdy na prośbę rodzicielki przyjeżdża z Seattle do domu w Albequerque. Dziwne rozmowy jej ojca Thomasa z jego nieżyjącą matką niepokoją Kamalę nie tylko ze względu na to, że mogą być one sygnałem poważnych zaburzeń, ale głównie dlatego, że przywołują dawny ból niezabliźnionych ran.
Wizyta Aminy w Nowym Meksyku wywołuje sporo wspomnień: czas nauki, pierwsza miłość, rozmowy z Akhilem, a także stosunkowo świeżą sprawę zdjęcia Bobby'ego McClouda, która spowodowała zadrę na sumieniu dziewczyny. Fotografia samobójcy wykonana przypadkiem podczas pełnienia obowiązków zawodowych na imprezie Microsoftu szybko obiegła czołówki gazet. Skok z mostu na oczach rozbawionego tłumu był konsekwencją podpisania przez Indian ugody o zrzeczeniu się zamieszkiwanej dotychczas ziemi w zamian za rekompensaty finansowe, która to decyzja okazała się fatalna w skutkach nie tylko dla plemienia Puyallup, ale w ostatecznym rozrachunku przyniosła zgubę również McCloudowi. Śmierć Bobby'ego wstrząsnęła Aminą; dziewczyna po osiągnięciu niechcianego rozgłosu wycofała się z fotografii reportażowej i poświęciła się "lżejszej" gatunkowo fotografii ślubnej, choć nadal czuła pociąg do utrwalania bolesnych czy wręcz kompromitujących scen.
Wracając do kwestii Indian, Mira Jacob nie bez przyczyny postawiła na drodze Aminy Bobby'ego McClouda. Oddanie przez Indian ziemi będącej w ich posiadaniu od pokoleń, będące dla nich tożsame z wyrzeczeniem się swoich korzeni, przywołuje na myśl emigrację rodziny Eapenów z Indii, którzy podobnie jak plemię Puyallup musieli zadomowić się w nowym miejscu - jakże odmiennym od ich rodzinnego kraju! - a także ponieść bolesne w skutkach konsekwencje zerwania więzi z przodkami. Wyobcowani na nowej ziemi, wkraczali w nowe życie z poczuciem "wdzięczności służącego", które definiuje nadzwyczaj dojrzały w swoich osądach Akhil: (...) całe to gięcie się w ukłonach i zadowalanie się ochłapami, ponieważ jesteśmy nieskończenie wdzięczni za samą możliwość życia w tym kraju. Zachowywanie się tak, jakby samo odezwanie się do nas było niezwykłym zaszczytem*.
Obok problemu zakorzeniania się w nowym miejscu, w Tangu lunatyków - co sugeruje tytuł - mocnym motywem jest również sen. Już na pierwszych kartach powieści dowiadujemy się o niepokojących nocnych rozmowach Thomasa oraz skłonnościach jego brata Sunila do lunatykowania, a nieco później u jednego z członków najbliższej rodziny Aminy zostaje zdiagnozowana narkolepsja. Ciotka Sanji sygnalizuje również problemy jej męża Raja z bezsennością i hałaśliwymi rozmowami z nieobecnymi członkami rodziny, wątek ten jednak nie został rozwinięty, podobnie jak przypadłość Sunila. Zwraca jednak uwagę fakt, że nad kilkoma członkami rodziny ciąży widmo dyssomni. Ta, choć z medycznego punktu widzenia o różnej proweniencji, zdaje się mieć korzenie w sumieniach, które trawione są przez wyrzuty - wobec siebie, swoich bliskich i wreszcie swojego kraju.
Choć Tango lunatyków jest debiutem Miry Jacob, jest to bardzo udana powieść. Oczywiście nie jest wolna od wad - niekiedy drażniły mnie dłużyzny (zwłaszcza rozwlekanie partii dialogowych) - ale jest to czytadło z wyższej półki, poruszające ważne kwestie wpływu imigracji na tożsamość człowieka oraz zmagań rodziny z przeszłością... oraz przyszłością. Pisarka odkrywa karty stopniowo - w powieści przeszłość przeplatana jest teraźniejszością, przez co zazębianie się czasu jest mocno zaakcentowane. Konstrukcja bohaterów również nie pozostawia wiele do życzenia - każda z ważnych dla fabuły postaci została wyposażona w arsenał indywidualnych cech, przez co zyskała wyrazistość i realność. Bardzo łatwo przyszło mi utożsamienie się z bohaterką, która nie tylko jest zwykłą dziewczyną, mimowolnie uwikłaną w problemy rodzinne, ale jest również moją rówieśnicą i - podobnie jak ja - zajmuje się fotografią i nie pije kawy. A co z tytułem? Na sześciuset stronach powieści taniec pojawia się bodajże dwa razy, jednak lunatycy przewijają się przez jej karty często i nie chodzi tutaj o motyw snu, o którym pisałam wcześniej, ale o stan zawieszenia między rzeczywistością a światem wyimaginowanym, w którym tkwią bohaterowie powieści Miry Jacob.
Okładka Tanga lunatyków przywodzi na myśl święta Bożego Narodzenia i choć podczas lektury okazuje się, że przedstawiona na zdjęciu sceneria nie ma z nimi nic wspólnego, polecam tę książkę zwłaszcza na długie zimowe wieczory.
* Mira Jacob, Tango lunatyków, przeł. Agnieszka Labisko, Imprint, Warszawa 2014, s. 174.
Imprint 2014
Tytuł oryginału: The Sleepwalker's Guide to Dancing
Przekład: Agnieszka Labisko
Okładka jest przepiękna, jedyne co mnie zniechęca to napis na samej górze. Dużo już takich "odkryć w amerykańskiej prozie" mnie rozczarowało.
OdpowiedzUsuńTu się z Tobą zgodzę, mnie również odstraszają szumne hasła o wielkim odkryciu czy podpinanie się pod sławnych pisarzy (przez umieszczenie nazwiska, przykładowo Rowling, na okładce oprócz nazwiska rzeczywistego autora). Dlatego po "Tango..." nie sięgnęłam z tego powodu, a nawet go przeoczyłam :)
UsuńJeśli zdecydujesz się sięgnąć po tę książkę, napisz kilka słów, czy przypadła Ci do gustu.