piątek, 5 grudnia 2014

Kiedy moi znajomi wrócili z trzytygodniowej objazdówki po Skandynawii, ktoś zaproponował: napiszcie książkę. W dzisiejszych czasach jest to bardzo realne, ale czy ma to jakikolwiek sens? Czy 3 tygodnie wystarczą aby zebrać materiał do książki, zwłaszcza gdy jest się zwykłym turystą nie zainteresowanym inną kulturą czy życiem mieszkańców odwiedzanych krajów? Oczywiście można opublikować swój dziennik, o ile się go prowadzi, ale nie sądzę, by w ten sposób powstała wartościowa książka. Łukasz Orbitowski opisał taki właśnie trzytygodniowy urlop spędzony z dziewczyną w RPA. Choć sam zastrzega na początku, że nie pretenduje do miana reportera ani podróżnika, a Zapiski nosorożcadługą pocztówką od faceta, który pojechał na krótkie wakacje1, zastanawiam się, jaki cel przyświecał powstaniu tej książki.

Podtytuł Moja podróż po drogach, bezdrożach i legendach Afryki obiecywał wiele. Spodziewałam się sporej dawki wiedzy o kraju, o którym nie wiem prawie nic: krótkiego przedstawienia najważniejszych zagadnień historycznych czy choćby wzmianek o kulturze. Po lekturze wiem jednak tyle, ile przed sięgnięciem po Zapiski nosorożca. Z opowieści Orbitowskiego przezierają uprzedzenia, a bez wyzbycia się ich i otwarcia na nowe nie da się poznać świata. Rozumiem, że autor, będący białym, mógł się obawiać - został wcześniej nastraszony "hardkorem", jakiego w Europie próżno szukać - ale jego niepokój przyćmił bijący z jego wypowiedzi protekcjonalizm. Zaczepiającemu go chłopakowi wręczył pieniądze żeby się odpierdolił2, a mijanemu dziecku chciał rzucić (sic!) żelki, ser i krakersy. Poczucie wyższości daje się również zauważyć w wypowiedziach Orbitowskiego na temat Noblistów: Doris Lessing, Nadine Gordimer i Johna Maxwella Coetzee, któremu z całej trójki oberwało się najmniej. Orbitowski prezentuje w tym względzie ciekawą tezę: Nobla dawali każdemu, kto się nawinął, i w sumie należy się cieszyć, że trafił się średnio zdolny Coetzee, bo jeszcze szacowna komisja jęłaby szukać pisarzy między pawianami3.

Skoro pawiany zostały przywołane, warto wspomnieć o równie pogardliwym podejściu autora Zapisków nosorożca do zwierząt. Mam wrażenie, że autor odwiedzał rezerwaty zwierząt tylko po to, żeby się ponabijać. Orbitowski sam się sobie dziwił w jakim celu pojechał do ostoi ptaków, skoro - jak przyznał - wszystko co lata, jest mi wstrętne4. Żyrafy? Mają głupkowate łby. To może chociaż bliskie nam małpy? Odpada. Oto prawie człowiek, człowiek, który się nie udał, porażka, coś paskudnego5. Wiele opisów autor ubogacił wulgaryzmami, bo jak można inaczej powiedzieć, że szakale wpierdalają zebrę6, skoro szakal jest prawdziwym sukinsynem7? Ciekawe są również porównania - moimi faworytami są: żre trawę jak dziad ptasie mleczko8 oraz lgną do cienia jak rekin do krwi9. Warto wspomnieć również o kolejnym koszmarku - w jednym niespełna czterostronicowym rozdziale Orbitowski użył rzeczownika "dzieci" około 30 razy i nie byłoby w tym nic dziwnego (w końcu taki był zamysł autora), gdyby słowo to nie zostało użyte na określenie Orbitowskiego i jego partnerki: Dziś dzieci śpią w buszu (...) Dzieci wypalają po papierosie (...) Dzieci lubią duże zwierzęta (...) Dzieci cieszą się ze spotkania z zebrami (...) Dzieci cieszą się ze spotkania z żyrafami10. Infantylne. 

Jak można przeczytać na skrzydełku okładki, Zapiski nosorożca są mocno orbitowskie; podejrzewam, że przymiotnik ten odnosi się do licznych wulgaryzmów, bo to one najbardziej rzuciły mi się w oczy (a może chodziło o wspomnianą wcześniej prześmiewczość?). W tym samym miejscu przeczytać można opinię o autorze jako ciekawym świata i posiadającym umiejętność wnikliwej obserwacji. Tego ostatniego nie mogę mu odmówić, potrafił się bowiem roztkliwiać nawet nad swoim butem umazanym gównem (sic!). Szkoda, że takie nic nie wnoszące wydarzenia odwróciły uwagę Orbitowskiego od tego, co najważniejsze - od istoty RPA. Jakby dla przeciwwagi dla miałkich treści, w Zapiskach nosorożca znalazły się również legendy afrykańskie, niezwykle interesujące głównie ze względu na obecność znanych nam motywów w lokalnej oprawie: Czarny Kapturek jasno nawiązuje do baśni Perraulta, rywalizacja Masilo i Masiloyane przypomina losy Balladyny i Aliny, a Hlakanyane rodzi się dojrzały i silny jak jeden z greckich bogów. 

Czytając te ludowe opowieści miałam wrażenie, że mam w ręku zupełnie inną publikację. Taki stylistyczny misz-masz, będący efektem mariażu kultury i wulgarności, niestety wymyka się jednoznacznym ocenom. Fanom Orbitowskiego Zapiski nosorożca powinny się spodobać, koneserom literatury podróżniczej - niekoniecznie.

SQN (Sine Qua Non) 2014

Łukasz Orbitowski, Zapiski nosorożca, Sine Qua Non, Kraków 2014, s. 7.
Jw., s. 259.
Jw., s. 106.
Jw., s. 78. 
Jw.
Jw., s. 123.
Jw.
Jw., s. 149.
9 Jw., s. 147.
10 Jw., s. 161-162.

2 komentarze:

  1. Przyznaję, że chciałam przeczytać tę książkę, ale Twoja recenzja zdecydowanie mnie od tego odwiodła. Sięgam po książki podróżnicze, by poznać kraj i jego kulturę, a nie zapiski z wakacji. Szczególnie nie spodobało mi się to pogardliwe odnoszenie do zwierząt i liczne wulgaryzmy. Wykreślam tę książkę z listy do przeczytania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pogarda jest ponoć dzieckiem sławetnej ironii Orbitowskiego, tej jednak nie potrafiłam wyłuskać spomiędzy wierszy.
      Ta książka miała sporo dobrych recenzji, więc może warto spróbować?

      Usuń