środa, 13 maja 2015

Po lekturze Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd Kazimierz Nowak w moich oczach urósł do rangi bohatera. Niemal sto lat temu, bez żadnych udogodnień, jedynie z rowerem i kilkoma sakwami, przemierzał Afrykę z północy na południe i z powrotem, by po pięciu latach tułaczki wrócić do Polski. Taki wyczyn również dziś byłby nie lada sztuką - w pojedynkę, z ograniczonym miejscem w bagażu, co redukowało zasoby wody zabieranej na poszczególne etapy podróży do niezbędnego minimum, a początkowo również bez broni... Śmierć nie raz zaglądnęła w oczy niezłomnemu tułaczowi, jednak z każdej opresji udawało mu się wyjść obronną ręką. Kiedy ochoczo sięgnęłam po zbiór jego listów do żony, nie wiedziałam jeszcze ile ta książka namiesza w nieskazitelnym obrazie polskiego podróżnika, jaki stworzył mój umysł. Sięgając po listy Nowaka spodziewałam się szczerej, bo pisanej do najbliższej osoby, relacji z podróży, nasyconej emocjami, nastrojami, przemyśleniami. I takie właśnie są jego korespondencje, a ponieważ Kazimierz był nie tylko niestrudzonym wędrowcem, ale i epistolografem, płodzącym dziennie co najmniej jeden list, materiału jest naprawdę sporo. 

W pierwszym tomie listów z lat 1931-1933* można wyczuć spore rozgoryczenie Nowaka, który liczył na to, iż podróż przyniesie dochód jego rodzinie. Niestety, materiały wysyłane do prasy rzadko przynosiły zarobek, podobnie jak zdjęcia, których jednak niejednokrotnie mógł użyć jako środek płatniczy. Kolejnym źródłem rozczarowania były spotkania z katolickimi duchownymi, które prowadziły do głębszej - i gorzkiej - refleksji na temat kościoła. Polska również dostarcza zawodu - podróżnik chwilami żałuje, że jest Polakiem, gdyż w jego mniemaniu ten kraj potrafi tylko brać, nie dając obywatelom nic w zamian. Jakby dla przeciwwagi w kolejnych listach Nowak pisze o dumie z bycia obywatelem Polski i wyraża pragnienie przyniesienia chwały swojej ojczyźnie. Ale to uczucie również nie jest pozbawione żalu, jak bowiem podróżnik zauważa, jest podziwiany przez obce narody, a przez jego rodaków nie jest doceniony. Jego gorycz niejednokrotnie przeradza się w drażniące przechwalstwo i narzekanie, że pisze ciekawiej od Perkitnego, Maniury czy Ossendowskiego, którzy w dodatku albo podróżują wygodnie, albo piszą na podstawie materiałów zebranych w bibliotece.

Choć listy pisane są tylko przez Kazimierza (nie znamy odpowiedzi adresatki), wyłania się z nich obraz życia jego najbliższej rodziny. Wiadomo, że wieś "szczeka", choć nie wiemy dokładnie dlaczego. Można się domyślić, że chodziło o to, że mąż i ojciec zostawia rodzinę na pastwę losu i jedzie w świat, spełniając swoje ambicje. Wprawdzie oficjalnym powodem wyjazdu był brak pracy w Polsce, ale widząc biedę i szykany, na jakie w zamian naraził Maryśkę i dzieci, trudno mi w to uwierzyć. Fakt, że w jednym z pierwszych listów wspomina o tym, jakoby w rodzinie był "tym najgorszym", znienawidzonym, każe się zastanowić czy Nowak nie chciał udowodnić innym (a może i sobie?), że jest w stanie dokonać czegoś wielkiego. I to mu się udało. Wielokrotnie przezwyciężał własne słabości - zmęczenie, strach, samotność... Bywał głodny, spragniony, gdy brakowało tytoniu palił herbatę, a ubrania nosił dopóki te się na nim nie rozpadały. Tylko raz wspomina o tym, iż ubrania zdjął do prania, ale o dziwo nie zajął się tym sam, lecz zlecił siostrom zakonnym, narzekając później, że sam by to lepiej zrobił... Tylko Maryśce udało się umknąć ciętemu językowi krytyki, mimo iż Kazimierz powierzył jej wszystkie kontakty "biznesowe" z redakcjami czasopism oraz potencjalnymi nabywcami fotografii. 

Jak już wspomniałam, książka Kochana Maryś zmieniła moje postrzeganie Kazimierza Nowaka. Owszem, nie ma ludzi bez wad i o ile jestem w stanie zrozumieć przechwalstwo, o tyle nie potrafię zrozumieć pozostawienia rodziny w trudnej sytuacji materialnej oraz "duchowej" (jak wynika z listów, dzieci przysparzały Maryśce sporych problemów). Biorąc pod uwagę fakt, iż Nowak wyruszył za chlebem i miał świadomość tego, że nie zapewnia go rodzinie, nie potrafię pojąć, jak mógł prosić żonę o przesłanie pieniędzy na materiały fotograficzne czy wizy, stosując niezbyt chwalebne metody (Maryśkę "brał pod włos", pochylając się nad jej biedą: głodem, zimnem w mieszkaniu, a jednocześnie pisząc jakiego rodzaju papieru lub kwoty mu brakuje). Gdyby listy Kazimierza nadal pozostały w domowych archiwach, w moich oczach nadal byłby nieskazitelnym bohaterem, ja jednak cieszę się, że mogłam spojrzeć za kulisy "podróży życia" Kazimierza Nowaka. Szkoda tylko, że w książce nie znalazło się więcej przedruków oryginalnych listów czy pocztówek, które nieco urozmaiciłyby lekturę niemal pięciuset stron listów.

* 4.11.1931-13.01.1933

Sorus 2015

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa recenzja!
    Tytułem pewnego "usprawiedliwienia" Nowaka - wszystkie pieniądze, jakimi Maryś dysponowała pochodziły z honorariów jej męża. Zatem jeśli prosił ją, żeby mu wysłała pieniądze, lub kupiła to czy tamto i przesłała, to było to ze środków zarobionych przez niego. Kazimierz co prawda na okrągło narzekał na finanse, ale warto mieć na uwadze, że Maria nie pracowała zawodowo przez cały okres podróży i utrzymywała siebie i dzieci wyłącznie z tego, co zarobił jej mąż.
    Pozdrawiam!
    Dominik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa!
      Jeśli chodzi o finanse państwa Nowaków, rozumiem, że tylko Kazimierz zarabiał, jednak jego prośby w moim odczuciu nie zawsze były na miejscu i wypierały inne - ważne! - tematy. Myślę, że żona miała powód aby czuć się opuszczoną (w nielicznych listach Kazimierza słychać echa listu żony, w którym Maryś wątpiła w jego miłość).

      Usuń