niedziela, 11 lipca 2010

Po Kroniki Jakuba Wędrowycza sięgnęłam z ciekawości. Nastawiona sceptycznie, bo za fantastyką nie przepadam, rozczarowałam się... pozytywnie! 

Już od pierwszych kart książki poczułam sympatię do Wędrowycza. Mimo osiemdziesięciu lat mężczyzna prowadzi aktywne życie i korzysta z jego uroków - odprawia egzorcyzmy, pije najpodlejszy alkohol i jest znany w okolicy. Jeśli wydarza się coś dziwnego - a zdarza się to często - stoi za tym Jakub. Któż, jak nie on, mógł wytapiać mosiądz ze znalezionej w lesie głowicy atomowej (którą bohater wziął za pralkę, bojler lub fragment samolotu), doprowadzając policjanta do szaleństwa? Inwencja Wędrowycza wydaje się nie mieć granic. Mimo, iż bohatera przerażała złota rybka, z duchami walczył skutecznie i potrafił wybrnąć z każdej sytuacji, wpadając najczęściej na absurdalne pomysły. Jako że idee wcielał w czyn, czytając o jego przygodach można się naprawdę nieźle uśmiać. 

Opowiadania zawarte w tomie podzieliłabym na dwie grupy: lekkie i humorystyczne (Głowica, Z archiwum Y) oraz poważniejsze (Przeciw pierwszemu przykazaniu, Tajemnice wody). Mnie zdecydowanie najbardziej spodobały się pierwsze dwa wymienione oraz Hotel pod Łupieżcą czyli wakacje Jakuba Wędrowycza, natomiast nudziłam się czytając Bajeczkę dla wnuczka, w czym - jak wynika z licznych komentarzy na jej temat - jestem odosobniona. 

Prócz wspomnianego humoru na plus poczytuję osadzenie bohatera w polskich realiach małej wsi. Język jest doskonale dopasowany do poziomu głównego bohatera, a jedyną rzeczą, która mi przeszkadzała, było dziwne rozmieszczenie przecinków (To, kto Wam broni?; nie ma się, co zasiadywać). Podsumowując: jestem na tak.

Fabryka Słów, 2002
Ilustracje: Andrzej Łaski

2 komentarze:

  1. Książka rzeczywiście bardzo humorystyczna, język na poziomie bohaterów,a i pomysły na przygody Wędrowycza przednie. To co mnie denerwowało na początku książki, to to, że Jakub co chwila sięgał to tu, to tam po flaszkę, czy po litrową (!!!) piersiówkę - co zdaża się kilkukrotnie na jednej stronie!
    Właściwie trudno mi znaleźć słabsze fragmenty "Kronik" (musiałbym sięgnąć po nie jeszcze raz ;p).
    A co do przecinków, jeśli miałbym stawać w obronie książki, to sposób ich umiejscowienia tłumaczyłbym realiami polskiej wsi właśnie - "język"/"mowa"/"gwara" wiejska charakteryzuje się wtrąceniami, które dla nas, miastowych, mogą wydawać się głupie i nie na miejscu, ale określają jej specyficzny język, język Polaków podobnych do Wędrowycza i jego kompanów. I jeśli udało mi się trafić w zamierzenia autora (żeby te przecinki nie były tylko błędem edytorskim, żeby nie były ;p), to pokusiłbym się dalej o stwierdzenie, że "to" w "To, kto Wam broni?" raczej podkreśla, że oni są inni niż my, że osiemdziesięcioparolatkowie zamieszkujący lubelszczyznę są wyjątkowi, że na przekór światu oni będą wtrącali! I będą stawiali przecinki tam, gdzie im się podoba! Swoją drogą dużo piją, więc i język może się trochę plątać, a osoba spisująca dzieje dzielnego egzorcysty bojącego się (słusznie zresztą) złotej rybki pewnie dokładnie zanotowała konwersacje między "staruszkami" (stąd te "dziwne" przecinki) ;)
    Z niecierpliwością czekam w kolejce na kolejny to o panu w filcach i w dziurawej kufajce walczącego z duchami!

    OdpowiedzUsuń
  2. książek o bimbrowniku z Lubelszczyzny jest więcej:) "Wieszać każdy może" "Weźmisz czarno kure..." to są części które udało mi się już przeczytać, wszystkie są fenomenalne:) "na dniach" wybieram się do biblioteki po kolejne tomy:)

    OdpowiedzUsuń