Przystępując do lektury nie wiedziałam o niej prawie nic. Oczekiwany reportaż o Rumunii okazał się być zbiorem impresji na temat zapomnianej części Europy oraz przemyśleń o podróżowaniu w ogóle. Podczas lektury miałam wrażenie, jakbym przeglądała zdjęcia z czyjejś podróży i słuchała czyichś wspomnień przywołanych przez te właśnie obrazy. Sam Stasiuk wspominał o pamiątkach z wyjazdów w postaci monet czy kwitów hotelowych; być może to właśnie one pomagały mu wrócić w odwiedzone wcześniej miejsca i spisać ich opowieści.
Jadąc do Babadag to wymagająca lektura, przede wszystkim ze względu na czasochłonność. Obcując z nią miałam wrażenie, że stron nie ubywa, podczas gdy czas płynął... Być może senna, leniwa atmosfera towarzysząca lekturze była celowym zabiegiem, wszak w opisywanych miejscach czas zdawał się stać w miejscu. To właśnie było jedną z przyczyn, dla której Stasiuk ukochał Europę Środkowo-Wschodnią. Ta urzekła go swoją naturalnością i pierwotnością, w przeciwieństwie do zabieganego i skażonego Zachodu. Bieda oraz brud nie czynią tej części kontynentu gorszą od pozostałej, a autor nie czuje się lepszy od jej mieszkańców. Wręcz przeciwnie - pali tanie papierosy i pije tańsze trunki, dokładnie takie jak tamtejsi ludzie, a ich kraje są jego mentalną ojczyzną.
Jak wspomniałam, w Jadąc do Babadag autor zawarł swoistą filozofię podróży. Jedzie przed siebie, unikając zatłoczonych miast, często zbacza w nieznane. Wspomnienia z Rumunii, Albanii, Mołdawii, Węgier i Słowacji są pretekstem do przedstawienia własnego zdania na temat podróżowania: Dobrze jest przyjechać do kraju, o którym prawie nic się nie wie. Myśli wtedy cichną i stają się bezużyteczne. Wszystko trzeba zaczynać od nowa. W kraju, o którym prawie nic się nie wie, pamięć traci sens, a najlepszym środkiem lokomocji jest transport zbiorowy. Podsumowaniem rozważań niech będzie najpiękniejsze według mnie zdanie:
Chciałbym być pochowany w tych wszystkich miejscach, gdzie byłem i jeszcze będę.
Wydawnictwo Czarne, 2004
O tej książce czytam albo zachwyty, albo że rozczarowała. U Ciebie jest taka niedookreślona trochę ocena ;) Ale coś mnie odpycha od tej książki. Nie wiem, może mam wrażenie, że Stasiuk chce pokazać, że się nie różni od ludzi mieszkających w biednych miasteczkach, a to nie prawda. Różni się.
OdpowiedzUsuńNiedookreślona ocena spowodowana jest mieszanymi uczuciami w stosunku do tej książki. Z jednej strony ciekawy temat, piękny język, z drugiej jednak rozczarowanie, że nie jest to klasyczny reportaż, jakiego się spodziewałam. Nie ukrywam też, że wielokrotnie podczas lektury moje myśli błądziły gdzieś indziej :)
OdpowiedzUsuńwitam!!! Pierwszy raz jestem na twoim blogu i pozwoliłam sobie zapisać go na swej liście odwiedzanych - mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko :)
OdpowiedzUsuńCo do książki - poległam po 50 stronach. Czytałam i myślałam o czymś zupełnie innym, w ogóle nie pamiętam o czym pisał Stasiuk. Dlatego właśnie stronię od literatury polskiej - ma wrażenie, że zupełnie do mnie nie przemawia..