W ramach własnego rumuńskiego miniwyzwania czytelniczego sięgnęłam po książkę Kruszony. Pozycja wydana została w lubianej przeze mnie serii Poznaj Świat. Niestety, mimo iż Rumunia fascynuje mnie, sama tematyka nie obroni tej książki.
Spodziewałam się dobrego reportażu ze sporą dawką informacji na temat ojczyzny Drakuli. Niestety, tych w Rumunii niewiele; autor bardziej niż na faktach skupił się na ukazaniu swoich przeżyć duchowych. Kruszona raczy nas zapisem swojej rozmowy z nieboszczykiem, relacjonuje spotkanie z demonicznym antykwariuszem... Często miałam wrażenie, że autor na siłę szuka diabelskich przymiotów w napotkanych osobach oraz przeżyciach, żeby znaleźć wyjaśnienie dla takiego a nie innego tytułu książki. Częste wzmianki na temat pitego alkoholu (oraz jedna o paleniu marihuany) nasuwa na myśl źródło tych przeżyć...
Sceny erotyczne wydawały mi się nie na miejscu, gdyż nie wnosiły nic do treści książki podróżniczej (!), działając na niekorzyść publikacji i samego autora. Ten ostatni nie przedstawił mi sie w pozytywnym świetle. W kilku miejscach został podkreślony fakt pomocy materialnej dla Rumunów, którą popieram, ale moim zdaniem zdjęcia, na których obdarowani pozują z reklamówkami sieci marketów HIT oraz stosami nowych poduszek niekoniecznie musiały być oprawą książki-albumu. Do osoby autora zniechęciła mnie także opowieść o tym, jak policja, która go złapała, w zamian za obejrzenie nowoczesnego samochodu puściła go wolno.
Obraz Rumunii, jaki wyłania się z książki Kruszony jest bardzo ubogi. Około trzydzieści podróży z pewnością dostarczyło sporego materiału, jednak nie został on wykorzystany w publikacji, a szkoda... Mam nadzieję, że Jadąc do Babadag Stasiuka ukaże mi realniejszy obraz kraju Drakuli, bo teleport jako środek komunikacji nie bardzo do mnie przemawia.
Zysk i S-ka, 2007
Spodziewałam się dobrego reportażu ze sporą dawką informacji na temat ojczyzny Drakuli. Niestety, tych w Rumunii niewiele; autor bardziej niż na faktach skupił się na ukazaniu swoich przeżyć duchowych. Kruszona raczy nas zapisem swojej rozmowy z nieboszczykiem, relacjonuje spotkanie z demonicznym antykwariuszem... Często miałam wrażenie, że autor na siłę szuka diabelskich przymiotów w napotkanych osobach oraz przeżyciach, żeby znaleźć wyjaśnienie dla takiego a nie innego tytułu książki. Częste wzmianki na temat pitego alkoholu (oraz jedna o paleniu marihuany) nasuwa na myśl źródło tych przeżyć...
Sceny erotyczne wydawały mi się nie na miejscu, gdyż nie wnosiły nic do treści książki podróżniczej (!), działając na niekorzyść publikacji i samego autora. Ten ostatni nie przedstawił mi sie w pozytywnym świetle. W kilku miejscach został podkreślony fakt pomocy materialnej dla Rumunów, którą popieram, ale moim zdaniem zdjęcia, na których obdarowani pozują z reklamówkami sieci marketów HIT oraz stosami nowych poduszek niekoniecznie musiały być oprawą książki-albumu. Do osoby autora zniechęciła mnie także opowieść o tym, jak policja, która go złapała, w zamian za obejrzenie nowoczesnego samochodu puściła go wolno.
Obraz Rumunii, jaki wyłania się z książki Kruszony jest bardzo ubogi. Około trzydzieści podróży z pewnością dostarczyło sporego materiału, jednak nie został on wykorzystany w publikacji, a szkoda... Mam nadzieję, że Jadąc do Babadag Stasiuka ukaże mi realniejszy obraz kraju Drakuli, bo teleport jako środek komunikacji nie bardzo do mnie przemawia.
Zysk i S-ka, 2007
Jestem w szoku po Twojej recenzji. No, dobrze, że ktoś resztę uprzedził, bo treść faktycznie jest zniechęcająca, a można się nabrać na okładkę.
OdpowiedzUsuńResztę serii mogę polecić z czystym sumieniem (prócz "Meksyku", który cierpliwie czeka na przeczytanie). Obok Cejrowskiego moim Mistrzem Serii jest Boleslaw Uryn - należą mu się ukłony za "Mongolię", którą to polecam w pierwszej kolejności :)
OdpowiedzUsuńMiałam bardzo podobne odczucia po lekturze "Rumunii".
OdpowiedzUsuńTak się składa, że byłam w tym roku w tym kraju i po tej podróży i spotkaniu z autorem sięgnęłam po "Jadąc bo Babadag". ALE uwaga - to także nie jest klasyczny reportaż. "Jadąc do Babadag" to raczej zbiór fotografii, których motywem przewodnim jest prowincjalizm i Europia Wschodnia. Fotografie te są pomieszane, brak w nich chronologii i kontynuacji. Ot, po prostu obrazki z podróży. Jeśli masz ochotę na melancholijną wyprawę w świat bajduł i ballad, to bez wątpienia powinnaś zaopatrzyć się w bilet do Babadag :) Pozdrawiam.
"Jadąc do Babadag" powinno Ci się spodobać. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńchiara76