środa, 11 sierpnia 2010

Wyspa trafiła w moje ręce całkiem przypadkowo. Zaciekawiła mnie okładka, a po przewertowaniu również wnętrze. Trzeba przyznać, że ta mała książeczka została bardzo pomysłowo wydana. Numery stron wpisane są w znaczek klasy drugiej (taki jak na zdjęciu), a znakomite grafiki autora podkreślają klimat książki.

Bohaterem Wyspy jest mężczyzna, którego życie wydaje się być ustabilizowane - jest zawodowym fotografem, ma żonę i dzieci. Jest jednak coś, co nie daje mu spokoju. Zdjęcie zrobione na plaży, gdy był zaledwie pięcioletnim chłopcem, niepokoi go. Coś pcha go do odbycia podróży w miejsce, które widnieje na fotografii. Mężczyzna wsiada więc w pociąg i wyrusza na poszukiwanie tego, co dawno zatracił. Podczas podróży wszystko dookoła jest niepokojące. Współpasażerka wydaje się być kimś, z kim mężczyznę w młodości łączył romans, a konduktor przypomina mu jej nieżyjącego chłopaka. W wagonie co rusz blokują się drzwi, a na podłogach i ścianach pojawia się woda o zapachu wodorostów. Zachowanie współpasażerki wcale nie uspokaja bohatera, wręcz przeciwnie - potęguje jego lęk, rozmowa z nią, podobnie jak jej znajomość z konduktorem, zdaje się być zapowiedzią nieszczęścia.

Kobieta wywołała w bohaterze wiele bolesnych wspomnień. Mężczyzna wyrządził jej zło - czy możliwa jest jego naprawa? Czy Bóg istnieje? A jeśli tak, to czemu godzi się na zło? Bohater przywołał w swojej pamięci niezbyt chlubne doświadczenie, gdy podczas wykonywania reportażu z wojny był świadkiem dramatu człowieka. Jedyne, czego wtedy pragnął, to dobre ujęcie. Sam twierdził, że jego nie było w tamtym miejscu, był tylko aparat fotograficzny, pozbawione emocji oko, które pozostanie obojętne wobec tego, co zobaczy

Czy bohater dotarł do celu i czym okazała się być tytułowa wyspa? Nie będę zdradzała, żeby nie odbierać kolejnym czytelnikom radości z odkrywania. Dla mnie była to przyjemna lektura, nostalgiczny klimat doskonale wpisuje się w moje upodobania. Jeśli prawdą jest, że Ruski miesiąc jest o wiele bardziej udany, to już się cieszę na samą myśl o kolejnym spotkaniu z twórczością Streflnikoffa.

W.A.B., 2010

4 komentarze:

  1. Ciekawie, ciekawie. Nie pomyślałabym, że literatura rosyjska może być tak ciekawa. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie pomyślałabym, że takie ciekawe książki można znaleźć w literaturze rosyjskiej. Dodam do listy w wyzwaniu. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się pomysł na te numerki stron!

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam "Ruski miesiąc" pod koniec zeszłego roku (http://wedlugagi.blox.pl/2009/11/Ruski-miesiac-Dmitrij-Strelnikoff.html). Ma całkiem inny charakter, niż książka, którą tu opisałaś. Ale mi się podobała. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń