Nigdy szczególnie nie interesowałam się Japonią, stąd moja wiedza o tym kraju była znikoma. Góra-wulkan Fudżi, Murakami, gejsze, koi-nobori, tamagotchi i Shinjuku na pocztówce z mojej kolekcji - to moje jedyne skojarzenia z Krajem Kwitnącej Wiśni (wiedzą bym tego w żadnym wypadku nie nazwała). Z zaciekawieniem sięgnęłam więc po Tatami kontra krzesła Rafała Tomańskiego.
Punktem wyjścia do rozważań na temat Japonii i Japończyków jest odmienność ich kultury. Pozycję tę można więc traktować dwojako: jako kompendium wiedzy o Kraju Kwitnącej Wiśni oraz jako przewodnik dla wybierających się do tego azjatyckiego państwa. Książka Tomańskiego z pewnością pomoże otworzyć się na obcą nam kulturę i przygotuje zawczasu na konfrontację z "innością" oraz złagodzi szok kulturowy i pomoże uniknąć gaf podczas spotkania z Japończykami. A nietakt popełnić łatwo... Co robimy po otrzymaniu od rozmówcy wizytówki? Zapewne chowamy ją do kieszeni. Faux pas! Kartonik należy przyjąć obydwoma dłońmi i studiować go z należytym szacunkiem, po czym położyć obok siebie na stole. Po powrocie ze spotkania wizytówkę należy włożyć do specjalnego albumu. Takich ciekawostek jest w Tatami kontra krzesła mnóstwo, tutaj opowiem o kilku. Szczególnie zaciekawiła mnie kwestia klubów fitness. Otóż w Japonii mają one inną funkcję niż u nas. Tam jest to miejsce odpoczynku, gdzie można zjeść lody czy napić się piwa - wysiłek fizyczny kojarzy się z pracą, ponadto nadmiernie wyrobiona muskulatura kłóci się z japońskim kanonem piękna. A ten jest zadziwiający! Krzywe zęby w niczym nie przeszkadzają, natomiast na porządku dziennym jest wykonywanie zabiegu blefaroplastii lub - wersji dla uboższych - samodzielnego podklejania powiek. Nowe i interesujące były dla mnie także informacje o bezrobociu w Japonii, hotelach kapsułowych (dla mnie zbyt klaustrofobicznych) oraz o zjawisku izolacji, przy którym chciałabym się na chwilę zatrzymać. Nie tak dawno temu miałam okazję oglądać Salę samobójców (skądinąd świetny film). Dlaczego o tym wspominam? Otóż Dominik, główny bohater filmu Jana Komasy, cierpiał na syndrom wycofania społecznego, który wówczas wydawał mi się zjawiskiem marginalnym. Okazuje się, że w Japonii jest to częste zjawisko. Aż ciężko uwierzyć, że ponad milion ludzi zamyka się w pokojach i nie wychodzi z nich nawet przez kilka lat.
O tym, czego dowiedziałam się o Japonii mogłabym pisać i pisać, ale nie chcę odbierać przyszłym czytelnikom przyjemności odkrywania. Książka niesamowicie wciąga i pomijając niewielkie fragmenty (jak np. zawiłości pisma japońskiego, którego nie pojęłam mimo wyjaśnień czynionych przez autora) była to dla mnie bardzo przyjemna lektura.
Muza 2011
Ciekawa pozycja :) Ja również o Japonii wiedziałam niewiele, a od książki nie mogłam się oderwać :)
OdpowiedzUsuńBardzo cieszy mnie Twoja recenzja, bo tym bardziej zaostrzyła ona mój apetyt na tę książkę :)
OdpowiedzUsuńCzytało się przyjemnie, nie zaprzeczę, jednak do doskonałości książce daleko, niestety. Sporo niedomówień, przemilczeń, a i nieścisłości, które - bywało - irytowały wyjątkowo.
OdpowiedzUsuńNiestety, nie jestem znawczynią tematu, więc ciężko mi oceniać książkę pod katem nieścisłości czy przemilczeń. Dla mnie, czyli laika, była to lektura, z której wiele się dowiedziałam.
OdpowiedzUsuńJa ksiażkę wpisuję na listę i po długim weekendzie wybiorę się na kolejne atakowanie pobliskich księgarni. Bloga zalinkowałem, warto...:-)
OdpowiedzUsuńbenadzirejna ksiazka. nic nie ma tam o prawdiwekj Japonii tylko jakies opisy stereotypowe. porazka!
OdpowiedzUsuń