środa, 4 kwietnia 2012

Dzisiejszy świat stoi otworem. Wystarczy przejrzeć stale powiększającą się ofertę literatury podróżniczej, wziąć udział w poświęconych temu zagadnieniu imprezom czy porozmawiać ze znajomymi, by dojść do wniosku, że wszyscy podróżują (czy też wyjeżdżają jako turyści) i tak naprawdę niewiele jest miejsc na świecie, gdzie noga turysty czy podróżnika nie stanęła. Ograniczeniem może być jedynie nasza fantazja lub nie sprzyjające czynniki polityczne (np. wojna), a dawniej? Trudy podróży miały zupełnie inne podłoże niż dziś - infrastruktura drogowa nie była rozwinięta, ba! wiele było miejsc niezbadanych, przedstawianych na mapach jako białe plamy. W takich oto czasach Bronisław Grąbczewski podjął się zbadania Kaszgarii, gór Pamir i Hindukusz, źródła rzeki Indus, a także pustyń Raskemu i Tybetu. Rosyjski generał nie tylko chciał wypełnić białe plamy na mapach, ale i poznać bliżej życie mieszkańców odległych i nieznanych krain. Często narażając życie własne oraz swoich towarzyszy przeprawiał się przez rzeki, przełęcze i góry, w których jedynymi drogami, jakie istniały, były wąskie ścieżki wykute w skale. Zagrożeniem dla ekspedycji było niekiedy samo pojawienie się w niektórych miejscach, gdyż nie wszędzie rosyjski podróżnik był mile widziany, a tam, gdzie go ugaszczano, również nie mógł czuć się całkowicie bezpiecznie. Z jednej strony miejscowi ufali Grąbczewskiemu, uznając go nawet za cudotwórcę (za sprawą tajemniczego lekarstwa, jakim była chinina czy musująca w szklance wody soda), z drugiej strony nie brakowało jednak sytuacji niebezpiecznych. Gdyby chan, który zachorował po wizycie u podróżnika, zmarł, Grąbczewski nie wywinąłby się z tej historii cało.

Podróże po Azji Środkowej. 1885-1890 to nie tylko kronika historyczno-polityczna, ale i skarbnica wiedzy geograficznej oraz etnograficznej. Grąbczewski z ogromną rzetelnością opisywał wszystko, co spotkał na swoim szlaku. Najciekawsze były opisy flory i fauny (zwierzostanu!), strojów ludowych, domostw i specjałów kulinarnych,do których należały pijawki smażone w cukrze oraz schabiki z psów (z opisu wnioskuję, iż chodziło o pekińczyki). Ogromnym walorem publikacji są zdjęcia z wyprawy, które wiernie oddają to, o czym pisał podróżnik. Szkoda tylko, że nie są one zsynchronizowane z tekstem i w miejscu, gdy autor opisywał strój i odnosił się do fotografii, my możemy podziwiać góry. Nieadekwatność fotografii w stosunku do tekstu oraz ich powtarzalność są jednak w ogólnym rozrachunku nic nie znaczącym mankamentem. Na koniec warto wspomnieć o języku publikacji, który jest szczególny, gdyż wydawca zadecydował o pozostawieniu oryginalnej pisowni i stylu autora, posługującego się piękną, archaiczną polszczyzną.

Global PWN 2010
Seria: Odkrywanie Świata

0 komentarze:

Prześlij komentarz