Barbara Ogrodowska, znana z publikacji na temat świąt i zwyczajów oraz Tradycji polskiego stołu, tym razem wzięła na warsztat tradycyjną medycynę. Aby ukazać rozwój tej dziedziny nauki sięgnęła w przeszłość aż do czasów średniowiecza, kiedy na polskich uczelniach otwierano kierunki medyczne, w następstwie czego pojawiali się pierwsi lekarze. Nie byli to jednak lekarze w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Do medyków w ówczesnych czasach zaliczano łaziebników, balwierzy, cyrulików oraz... katów! Znając jednak ówczesne realia ostatnia grupa nie powinna dziwić - w czasach, gdy na sekcję zwłok trzeba było posiadać zgodę papieża to właśnie kaci posiadali najszerszą wiedzę na temat ludzkiej anatomii. Przy takim poziomie wiedzy praktycznej trudno wyobrazić sobie operacje chirurgiczne, a jednak dokonywano ich, i to przy niewyobrażalnym dzisiaj sposobie "znieczulenia" (odurzanie pacjenta przy pomocy opium, hipnoza lub upuszczanie krwi, póki delikwent nie stracił przytomności).
Nie wszyscy jednak korzystali z usług medyków. Na wsiach z problemami zdrowotnymi walczono za pośrednictwem znachorów, guślarzy czy zamawiaczy. Ci w ramach terapii odwoływali się do ziołolecznictwa oraz rozmaitych praktyk magicznych, których skuteczności próżno się doszukiwać. Próbowano także leczyć modlitwą oraz środkami pochodzenia zwierzęcego lub ludzkiego. Bocianie sadło, krew kreta, ropucha przejechana na drodze, kości ludzkie znalezione na cmentarzu czy wszy zapieczone w jajku to tylko kilka pozycji z niezwykle bogatego jadłospisu proponowanego przez medycynę ludową.
Autorka obszernie omówiła także ówczesne choroby (m.in. kołtun, poruszona macica, suchoty, róża) oraz ich przyczyny. Co warto podkreślić, rzadko doszukiwano się czynników chorobotwórczych w braku higieny, objawiającym się stronieniem od mycia się oraz prania odzieży, czy przebywaniu w niewietrzonych pomieszczeniach lub w towarzystwie osób chorych. Według powszechnych poglądów choroby były efektem jeśli nie zarazy lub następstw urazów, to uroków, zapatrzenia się w kogoś, opętania lub... światła księżycowego.
Książka została wydana w ramach serii Ocalić od zapomnienia, która - choć pięknie wydana i ciekawa tematycznie - zwykle wzbudzała we mnie wiele zastrzeżeń. W Medycynie tradycyjnej w Polsce nareszcie widać poprawę, zwłaszcza jeśli chodzi o poziom korekty. W przypadku książki Ogrodowskiej w zasadzie mam jedną uwagę krytyczną - w jej układ wkradł się lekki chaos. Osoby będące w służbie medycyny opisano w trzech podrozdziałach, przedzielając je omówieniem szpitali, apteczek oraz dzieł medycznych, a niektóre terminy wyjaśnione są w nieadekwatnym miejscu (tak jest w przypadku "leczenia sympatycznego", który to termin przewijał się przez karty książki kilkakrotnie bez objaśnienia i dopiero po jakimś czasie został opatrzony komentarzem). Niemniej jednak książkę polecam - jest to pozycja obowiązkowa zarówno dla pasjonatów kultury ludowej, jak i medycyny.
Muza 2012
Seria: Ocalić od zapomnienia
0 komentarze:
Prześlij komentarz