To już ostatnia odsłona ubiegłorocznego szału wydawniczego w Polsce na temat Mercury'ego. Trzy książki, które dane było mi przeczytać (Laura Jackson "Freddie Mercury. Biografia", Peter Hince "Queen. Nieznana historia" i obecnie recenzowana biografia autorstwa Lesley-Ann Jones) doprowadziły do wciśnięcia Freddiego gdzieś w okolice szczytu mojej listy najważniejszych muzyków w dziejach. Jako, że jest to post, którym na pewno na jakiś czas pożegnam się z tematyką Queen, to nie obejdzie się bez podsumowań i porównań. Lecz na początek kilka słów o dziele Lesley-Ann Jones.
Autorka jest dziennikarką muzyczną, w porównaniu z innymi pisarzami biografii dość skromną (z okładki nie krzyczą do czytelnika teksty w gatunku czego to nie widziała, kogo nie zna i w ogóle jaka jest wspaniała). Już tym zyskała moją przychylność i sympatię. I choć nie kryje, że zna gwiazdy, nie pyszni się tym, nie przechwala, ot, taka codzienność dziennikarska. Styl też ma świetny - ona opowiada, płynnie kończy jeden rozdział, który wydaje się być opowiastką, i rozpoczyna kolejny. Widać, że warsztat ma dopracowany, a pióro wyrobione. Książka jest zbudowana w inny sposób niż większość biografii - Jones wybierała sobie pewien problem, zagadnienie, dla przykładu Monachium, Barbara, Garden Lodge, EMI, kumple i wokół tego budowała fabułę. Głównym bohaterem każdego z rozdziałów oczywiście jest wokalista, ale nie zabiera on w nich głosu. Wszystkiego się o nim dowiadujemy z ust jego kochanków, kochanek, rodziny, znajomych, przyjaciół, ludzi, którzy pojawiali się na ekscentrycznych imprezach organizowanych przez showmana. Czytając, rzeczywiście czułem, że poznaję Freddiego takiego jakim był - nie tylko bożyszczem milionów fanów na całym świecie, pewnym siebie gościem, na pierwszy rzut oka twardo trzymającym w garści swój los. W głębi duszy był bardzo niespokojny, zagubiony w otaczającym go show-biznesie, a w pewnym momencie stał się dzieckiem błądzącym we mgle własnych kompleksów, wyzwań, pracoholizmu i perfekcjonizmu.
Spośród trzech pozycji, które miałem przyjemność przeczytać w ciągu ostatniego pół roku dotyczących Freddiego i Queen, ta zdecydowanie najbardziej przemówiła do mnie. Nie jest ona suchym życiorysem od czasu do czasu poprzeplatanym smakowitymi kąskami z życia prywatnego. Jest to szczera opowieść ludzi, którzy na co dzień obcowali z Mercurym. Na tyle szczera, że sam miejscami czułem się jak uczestnik jego życia, czasem mijający go na ulicy, będący na backstage'u czy po tej drugiej stronie sceny. Książka została wzbogacona wieloma ciekawymi zdjęciami, jedno z nich szczególnie zapadło mi w pamięć - Freddiego otoczonego uśmiechniętymi przyjaciółmi. Smutnego Freddiego.
Wydawnictwo Dolnośląskie 2012
Tytuł oryginału: Freddie Mercury. The Definitive Biography
Przekład: Marta Kisiel-Małecka i Łukasz Małecki
Tytuł oryginału: Freddie Mercury. The Definitive Biography
Przekład: Marta Kisiel-Małecka i Łukasz Małecki
Fredee i Queen gdzie we mnie zostały. To moje dzieciństwo, wzrastałem przy ich muzyce.
OdpowiedzUsuńCzytałam jeszcze stare wydanie, które co tu dużo ukrywać nie było najwyższych lotów. Skoro nie piszesz o błędach to widocznie poprawili. Ale i tak książka niosła ze sobą niezwykłą dawkę wzruszenia.
OdpowiedzUsuńpisanyinaczej - mi Queen umknęli w dzieciństwie i w okresie dojrzewania, choć jeden z moich bliskich kolegów się w nich zasłuchiwał i próbował przeciągnąć mnie na swoją stronę. To, czego nie udało mu się wtedy dokonać teraz dzieje się samo.
OdpowiedzUsuńblannche - nie jestem pewnie, czy o tym pisałem w którymś poprzednim poście dotyczacym Queen, najwyżej się powtórzę - otóż, nie jestem specjalistą dziejów Freddiego i jego zespołu, więc możliwym jest, że i w tym wydaniu pojawiają się błędy. Mimo możliwości ich potencjalnego występowania i tak uważam tę książkę za zdecydowanie najlepszą, najciekawszą