poniedziałek, 25 lutego 2013

Ówczesny świat stoi przed nami otworem. Wystarczy wsiąść w samolot, by w przeciągu kilku czy kilkunastu godzin znaleźć się po drugiej stronie naszego globu. Jeżeli nie chcemy odrywać się od ziemi wybieramy bardziej przyziemne - i powszechne - środki transportu takie jak autobus, pociąg czy samochód. Jest jednak sprawą oczywistą, że dawniej komunikacja wyglądała zupełnie inaczej. W XIX wieku dla przeciętnego mieszkańca Warszawy wyprawa do Lasku Bielańskiego była postrzegana w kategorii odległej podróży! Stanisław Milewski, znany varsavianista, aby przybliżyć tamte czasy zabiera czytelnika w historyczną podróż. 

XVIII wiek to czas, gdy królowały karety, które odzwierciedlały statusie materialny ich właścicieli. O drogich karetach marzyli nie tylko mężczyźni, którzy aby kupić pojazd byli skłonni nawet pozbyć się swojego majątku, ale także kobiety w typie żony modnej znanej z satyry Ignacego Krasickiego. Mimo niewątpliwej popularności tego środka transportu wiek XIX wyparł karety na rzecz pocztowych dyliżansów, które znacznie ułatwiły przemieszczanie się nawet na dłuższych odcinkach i w sposób zorganizowany, a więc według ustalonego rozkładu jazdy. Nie był to jednak zbyt bezpieczny środek transportu, gdyż powszechne były napady na dyliżanse - czasami w celach rabunkowych, czasami tylko dla samej chęci zabijania. Podobnie było z dorożkami, gdzie niebezpieczeństwo czyhało nie na drodze lecz... po stronie pasażera, który czasami łakomił się na sakiewkę fiakra.

W połowie dziewiętnastego stulecia nastąpił przełom - pojawiły się pierwsze pociągi, którymi można było się dostać nawet do Berlina! Mimo to początkowo do machin parowych podchodzono z rezerwą, upatrując w nich wynalazku samego diabła. Z czasem jednak przekonano się do tego środka transportu, a na jego wzór stworzono kolej wąskotorową, która umożliwiała komunikację między Warszawą a okolicznymi miejscowościami. Pojawiły się także omnibusy, które szybko zostały wyparte przez tramwaje konne, a z czasem również elektryczne. Na ulice Warszawy wyjechały także samochody, choć ich pojawienie się nie było tak spektakularnym wydarzeniem jak np. "premiera" tramwaju czy roweru. 

Lektura książki Stanisława Milewskiego zapewnia bardzo udaną podróż w czasie. Varsavianista zebrał sporo materiału nie tylko na temat samych środków transportu, ale także ich postrzegania przez ludność, komfortu podróży czy udziału w wypadkach. Swoją wiedzę w znacznej mierze oparł na ówczesnych doniesieniach prasowych oraz pamiętnikach. Warto wspomnieć o trafnym doborze szaty graficznej do treści książki. Strony zostały podzielone na dwie szpalty, co nieco przypomina gazetę codzienną, a treść została bogato zilustrowana czarno-białym materiałem ikonograficznym (malarstwo, fotografia, grafiki, okładki czasopism). Książka odkrywa przed czytelnikiem nie tylko nieznane oblicze Warszawy, ale jest także pamiątką dawnej obyczajowości.

Iskry 2006

0 komentarze:

Prześlij komentarz