Niedawno pisałam o Pyle z landrynek Katarzyny Kobylarczyk i moim rozczarowaniu spowodowanym rozbieżnością między moimi oczekiwaniami a tym co otrzymałam. I znowu mi się to przytrafiło. Nie wiem czy to ja mam zbyt bujną wyobraźnię i kreuję w myślach książki na swoją modłę, a potem zarzucam ich oryginalnym wersjom, że nie przystają do moich wyobrażeń, czy też podtytuły nadawane są nieco na wyrost. Ściągając z półki Kąpiel ze słoniem. Matka i córka w podróży dookoła świata liczyłam na typową książkę podróżniczą, ta jednak okazała się bardziej dokumentem obyczajowym niż relacją ze zwiedzania świata. Owszem, mamy tutaj element podróży, ale nie w sensie dosłownym, lecz w wymiarze duchowym.
Bohaterkami, a zarazem narratorkami, są matka i córka, które przystępują do charytatywnej idei Ogólnoświatowych Wielkich Łowów. W wielkim skrócie jest to program mający na celu wysłanie uczestników do kilkunastu krajów, a głównym celem każdej drużyny jest zebranie pieniędzy na cele dobroczynne poprzez sponsoring*. Kobiety wyruszają przed siebie nie tylko po to, by dołożyć swoją cegiełkę do programu i nie tylko po to, aby przeżyć przygodę i poznać obce kraje (co i tak nie byłoby możliwe w tak krótkim czasie i w takim tempie), ale głównie po to, by odbudować relację matka-córka i poznać siebie nawzajem. Dzieli je bowiem trudna przeszłość Mii, molestowanej seksualnie przez ojca. Traumatyczne wydarzenia z dzieciństwa wpędziły dziewczynę w narkomanię. Claire udało się wydostać córkę z nałogu, ale ich wzajemne stosunki pozostały napięte jak cienka nić, która może się w każdej chwili zerwać. Na co dzień relacje kobiet były poprawne, ale brakowało między nimi tej szczególnej więzi, która pozwoliłaby na szczerą rozmowę i wyjaśnienie sobie wielu zaległych spraw. Podczas wyścigu, a potem dłuższego pobytu we Francji coś się wreszcie zaczęło zmieniać...
Kąpiel ze słoniem. Matka i córka w podróży dookoła świata to książka, której nie zaliczyłabym do literatury podróżniczej - bliżej jej do tematyki obyczajowej czy wręcz psychologicznej. Mia i Claire wielokrotnie sięgały w głąb swoich osobowości, emocji, odczuć i analizowały je, chcąc poprawić swoje wzajemne relacje. W pewnym sensie Kąpiel ze słoniem... to książka terapeutyczna. Przykład Mii i Claire pokazuje, iż naderwane więzi da się odbudować, trzeba tylko otworzyć się na drugą osobę i nie liczyć na szybki i spektakularny efekt.
Na zakończenie wrócę na chwilę do kwestii podtytułu. Oryginalny (Have Mother, Will Travel: A Mother and Daughter Discover Themselves, Each Other, and the World) wydaje się adekwatniejszy do treści, bo dla w moim odczuciu to nie podróż dookoła świata jest tutaj najistotniejsza, lecz wzajemne odkrywanie się dwóch bliskich sobie kobiet. Zastrzeżenia mam również do korektorki, która nie przyłożyła się do pracy, w wyniku czego w książce roi się od przekręconych ("rodzicie" zamiast "rodzice"**, "zastawiać" zamiast "zastanawiać"***) lub błędnie użytych słów (odzywają się głowy rozsądku***). Moja głowa boli jak widzę coś takiego w książce, tym bardziej gdy ta jest już po korekcie.
*Claire i Mia Fontaine, Kąpiel ze słoniem. Matka i córka w podróży dookoła świata, Carta Blanca, Warszawa 2013, s. 25.
**Tamże, s. 232.
***Tamże, s. 287.
****Tamże, s. 230.
Carta Blanca 2013
Seria: Bieguny
Tytuł oryginału: Have Mother, Will Travel: A Mother and Daughter Discover Themselves, Each Other, and the World
Tłumaczenie: Magdalena Rabsztyn
Złe korekty spotyka się coraz częściej w książkach. Szkoda tylko, że potem to rzutuje na autora, a nie na korektora i wydawcę. Książka sama w sobie wydaje się być ciekawa.
OdpowiedzUsuńNie do końca się z Tobą zgadzam. Zły poziom korekty nie rzutuje na autora, lecz na korektora, który za swoją pracę zainkasował wynagrodzenie i ręczy za jakość wykonania zlecenia swoim nazwiskiem. Cóż zawiniły tutaj autorki?
UsuńCo się tyczy samej książki - tak, jest ciekawa, ale, jak zaznaczyłam w recenzji, w większym stopniu zainteresuje kogoś kto fascynuje się psychologią lub osobę z podobnymi problemami/doświadczeniami życiowymi niż podróżnika :)
Też jestem przeczulona na błędy w książkach, ale ponieważ od niedawna stoję również 'po drugiej stronie', wiem, jaką ciężką robotą jest redagowanie i korekta książek. Terminy gonią, człowiek się przykłada, a przy piątej lekturze i tak gdzieś jeszcze byka namierzy ;)
OdpowiedzUsuńA książkę powyższą będę czytać po weekendzie i cieszę się, że jest ona czymś więcej, niż tylko książką o zwiedzaniu świata :)
Też stoję po drugiej stronie, choć nie robię korekt ani redakcji lecz zaledwie rewizję tekstu, który przychodzi z pracowni edytorskiej. Kwiatki potrafię tam znaleźć rozmaite! I mimo wszystko nie przestaję się im dziwić - jak po dwóch korektach robionych w dodatku przez dwie różne osoby (a więc dwa niezależne od siebie i świeże spojrzenia) mogą się ostać błędy ortograficzne lub fleksyjne w tekście?
UsuńPS. Będę czekać na Twoją recenzję!
Ciekawa i rzetelna recenzja a temat aktualny w związku ze zbliżającym się dniem matki...
OdpowiedzUsuńTytuły bywają mylące i często wpływają tak bardzo na nasze wyobrażenie o książce, że zaburzają nam jej odbiór. Samej przytrafiło mi się to już kilkakrotnie, ale dotyczyło filmów.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak! Mylące (pod)tytuły zaburzają odbiór i wywołują zawód, bo "opakowanie" obiecywało coś innego. Na szczęście książka okazała się ciekawa.
Usuńmarlena 7 czerwca 2013 Po przeczytaniu książki zapomniałam o błędach i innych niedociągnięciah Treść jest głęboka a opowieść w drugiej części wzruszająca i to mi wystarczy by książkę polecać.
OdpowiedzUsuń