sobota, 2 listopada 2013

Made in Japan jest już drugą książką Rafała Tomańskiego na temat Kraju Kwitnącej Wiśni. Pierwsza, Tatami kontra krzesła, niosła solidną porcję informacji o Japonii, zastanawiałam się więc, czym tym razem uraczy nas autor. Grafika na okładce (zapis sejsmografu) oraz opis książki sugerowały, iż rzecz będzie o "wydarzeniach z 11 marca 2011 roku", jak określano trzęsienie ziemi i powstałe w jego następstwie tsunami, i częściowo rzeczywiście tak było. 

Mimo, iż w Japonii trzęsienia ziemi nie są niczym niezwykłym, a dzieci od najmłodszych lat uczone są radzenia sobie podczas wstrząsów, to, co wydarzyło się ponad dwa lata temu, było ogromnym wstrząsem dla Japończyków. Spustoszenia wywołane przez kataklizm nie były jedynym jego następstwem, czymś znacznie gorszym była awaria elektrowni jądrowej w Fukushimie. Tomański szuka jednak jej przyczyn nie w naturze, lecz w mentalności mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni. Według niego wypadek w Fukushimie był "made in Japan"... Niegdyś etykietka ta nadawana była produktom wysokiej jakości, a dziś świadczy o niedbalstwie i wynikających z niego niedociągnięciach. Tomański wśród niedostatków Japończyków wymienia m.in. zamknięcie się na świat zewnętrzny: konflikty terytorialne z Chinami i Koreą Południową, odrzucanie nowinek technologicznych ze świata czy nieznajomość języka angielskiego, w której eliminacji nie pomagają translatory tłumaczące rozmowy telefoniczne. Problemy ekonomiczne odbijają się na jakości życia powodując stres i prowadząc do samobójstw, co nie sprzyja sytuacji demograficznej Japonii, która boryka się z niżem i problemem starzejącego się społeczeństwa.

Choć książkę czytałam z zainteresowaniem, spodziewałam się po niej czegoś więcej. Made in Japan to niespełna 190 stron gęsto przetykanych zdjęciami, podczas gdy poprzednia publikacja liczyła około 280 stron (nie licząc wklejek z fotografiami). Owszem, ilość nie zawsze przekłada się na jakość - jednak nie w tym przypadku. Tekst wydaje się chwilami więcej mówić o nowych technologiach niż Japończykach i życiu po marcowej katastrofie z 2011 roku, ale tym, co mnie raziło przede wszystkim, to - w większości przypadków - nieadekwatne do treści zdjęcia (tekst o rozwoju branży e-commerce ilustrują kobiety w tradycyjnych kimonach, a zdjęcie ślubu zostało zamieszczone w rozdziale o japońskiej blogosferze). Przy tak bogatym materiale fotograficznym dziwi również dwukrotne wykorzystanie tej samej fotografii na przestrzeni kilkunastu stron*. 

Gdybym nie czytała Tatami kontra krzesła, być może na Made in Japan spojrzałabym życzliwszym okiem. Mając jednak porównanie, mogę jedynie rzec - nomen omen...

*Rafał Tomański, Made in Japan, Gliwice 2013, ss. 9 oraz 19.

Bezdroża 2013

2 komentarze:

  1. Nie czytałam "Tatami kontra krzesła", także chętniej sięgnęła bym właśnie po nią. Ale i tak póki co nie, choć mam w planach pewną książkę o Japonii, zdaje się od bardziej kulinarno-społecznej strony. Nie wykluczam, że sięgnę, bo jakoś tak sobie uświadomiła, że kompletnie Japonię zaniedbałam.

    OdpowiedzUsuń