Odkąd pamiętam w moim umyśle toczyła się walka. Świat przyrody konkurował z zamiłowaniem do literatury i nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że te dwie sfery nijak do siebie nie przystają, zwłaszcza że ślęczenie w książkach niczym renesansowy humanista pochłaniało czas, który mogłabym spędzić w terenie na kontemplacji żywych tworów natury, a zwłaszcza moich ukochanych ptaków.
Sprzeczność podobnej natury targała nie tylko moim umysłem, lecz zaprzątała także myśli Roberta Pucka, tłumacza i filozofa, a także wnikliwego obserwatora przyrody i rządzących nią praw. Humanistyka domagała się jego uwagi na równi z przyrodnictwem - owocem tych starć jest książka Pająki pana Roberta, która - jak wyjaśnia autor - miała być próbą zasypania rowu oddzielającego te dwie dyscypliny. Przyczynkiem do jej powstania był niewątpliwie fakt odkrycia pomyłki Zbigniewa Herberta, który w Martwej naturze z wędzidłem jętkę pomylił z łątką, a niefortunne metafory nieobeznanych z przyrodą literatów tylko przypieczętowały ideę zbliżenia do siebie dwóch nauk. Pająki wydały się idealnym materiałem na bohaterów - po przeprowadzce do chatki w lesie Robert Pucek nie musiał ich szukać, one same odnalazły jego, a właściwie to jego dom oraz ogródek, które obrały sobie za lokum.
Pan Robert, bo tak autor nazywa siebie, stając niejako z boku, poświęcił sporo czasu na obserwacje swoich oryginalnych sąsiadów. Z ogromnym zaciekawieniem odnotowywał szczegóły ich fizjonomii, sposób żerowania, wytwarzania pajęczyny czy wreszcie zachowanie. Jak się bowiem okazuje, również pająki, którymi większość z nas pogardza i którymi się brzydzi, mają bardzo interesujące życie, zwłaszcza jeśli chodzi o zwyczaje związane z prokreacją. Zachowaniom godowym Pucek poświęcił sporo miejsca, podobnie jak opisom aktów kopulacji czy opiece nad potomstwem. Swoje spostrzeżenia na bieżąco weryfikował z literaturą XVII-wiecznych przyrodników oraz filozofów (pan Robert cytuje m.in. Swammerdama, Listera, Arystotelesa, Leibniza i Malebranche'a), co pozwoliło mu formułować osądy o naturze człowieka i jego egzystencji.
Pająki pana Roberta to książka wymykająca się sztywnym ramom - jest to po trochu esej, po trochu traktat filozoficzny i wreszcie książka przyrodnicza, o czym świadczą bogate opisy licznych gatunków pająków. Robert Pucek niczym Cogitowski pan od przyrody z czułością - co wielokrotnie podkreślał - pochylił się nad tymi pogardzanymi, a często w ogóle nie zauważanymi stworzeniami, by na ich przykładzie ukazać prawa rządzące nie tylko światem zwierząt, ale i człowieka. Tym samym udowodnił, że warto się zatrzymać w biegu, by zacząć dostrzegać to, co tak łatwo przeoczyć w codziennej gonitwie.
Pozorna nieprzystawalność nauk humanistycznych i przyrodniczych, o której pisałam we wstępie, okazała się mitem, z którym Robert Pucek rozprawił się po mistrzowsku, wprowadzając czytelnika w atmosferę leniwie toczących się dni, wypełnionych prowadzeniem obserwacji oraz studiowaniem uczonych ksiąg. Liczę na to, że seria Menażeria kryje kolejne perełki, które podobnie jak Pająki pana Roberta zaspokoją moją potrzebę obcowania z przyrodą za pośrednictwem literatury z najwyższej półki.
Czarne 2014
Seria: Menażeria
Cenne spostrzeżenie. Ja z kolei jestem za fuzją humanistyki i nauk ścisłych. Na przykład chemii. Albo astrofizyki. Przecież to najprawdziwsza poezja!
OdpowiedzUsuńCzytałam i również jestem pod podobnym wrażeniem. To na pewno swojego rodzaju perełka.
OdpowiedzUsuńTe pająki z okładki mnie troszkę przerażają :P
OdpowiedzUsuń