Ameryka - ziemia mlekiem i miodem płynąca, swego czasu ziemia obiecana niejednego Polaka. Potęga światowa, mocarstwo, które pozostało samo na placu boju o hegemonię w wielu dziedzinach życia. Jeden z najlepiej rozwiniętych krajów na Ziemi, kraj, który chlubi się prawie nieograniczoną wolnością. I po części o tej nieskrępowanej możliwości robienia czego dusza zapragnie jest Wzorzec zbrodni Warrena Ellisa.
Akcję powieści rozkręca kula wystrzelona w kierunku policjanta, napastnik chwilę po wysłaniu stróża prawa w zaświaty wędruje tam za nim. Jeden z naboi uczestniczących w wymianie ognia doprowadza do przypadkowego odkrycia mieszkania z mnóstwem broni, którą, jak się później dowiadujemy, jedna osoba popełniła setki morderstw. Broń, starannie rozmieszczona na ścianie, układa się w tajemniczy wzór...
Śledztwo, które zostaje wszczęte, jest torpedowane przez osoby mające wpływ na przełożonych detektywa Tallowa. Na dodatek biedak do pomocy dostaje dwójkę świrów specjalizujących się w rozwiązywaniu zagadek kryminalnych na modłę CSI (używają nowoczesnej techniki i gadżetów do poszukiwania i analizy śladów). Przywołane na okładce porównanie klimatu książki do tego panującego w filmie Siedem jest jak najbardziej na miejscu - atmosfera śledztwa jest mroczna, a śledczy jest cały czas o krok od zbrodniarza, czuje jego oddech na swoich plecach, wie, że ten go obserwuje, wie, że się spotkają i wie, że ma być kolejną jego ofiarą. Właściwie wszystko jest wiadome - ścigający, który staje się ściganym, wie, że spotka się z zabójcą, ten drugi jest pewny, że tamten jest bez szans. Odwieczna gonitwa policjanta i przestępcy ukazana niemal w komiksowym, obrazkowym stylu, to jedna z mocnych stron Wzorca zbrodni. Drugą jest wplecenie akcji we współczesne realia, swoisty taniec ze śmiercią, danse macabre. Taniec to zaiste makabryczny, gdy przez radiostację Tallowa dociera do naszej głowy cały ogrom zła i krzywd z jakimi mieszkańcy Nowego Jorku żyją na co dzień i wyrządzają sobie nawzajem: Dziesięciolatek zastrzelony (...) Trzech napastników celowało w ojca, który pchał wózek. Dziecko w środku było martwe, zakonserwowane i pomalowane, z paczkami heroiny w wybebeszonym brzuchu. (...) Mężczyzna zaszlachtowany ostrym szpadlem przez sąsiada (...), świadek wspomina kłótnię o pożyczonego grilla. (...) Seryjny gwałciciel (...) każdą ze swych napaści kończy wciśnięciem słoika do pochwy ofiary i zgnieceniem go*. (...) Znaleziono zwłoki mężczyzny, złożone w walizce (...) Według wstępnych szacunków leżały tam trzy miesiące. Przed Kościołem (...) znaleziono martwą kobietę. Policjanci stwierdzili, że nie wiedzą, co piła, ale najwyraźniej nie miała żołądka**.
I już właściwie nie dziwi, że w takim środowisku narodziły się dwa indywidua jakimi są ścigający i ścigany. Obaj bohaterowie żyją w swoim własnym świecie - Łowca cierpi na zaburzenie postrzegania rzeczywistości, współczesność miesza mu się z czasami, kiedy Europejczycy zaczęli podbijać ziemię amerykańską. Tallow jest tylko człowiekiem, który zwyczajnie nie radzi sobie z codziennością, ale nie ma takich odjazdów, nie traci kontaktu z rzeczywistością, on po prostu interesuje się historią swojego miasta i jako zawodowiec wczuwa się w skórę zwierzyny, podąża jej tropem. Na jednej ścieżce spotyka się dwóch świrów, wartych siebie rywali, jeden reprezentuje prawo białego człowieka, drugi - prawo czerwonoskórych. I choć stoją po dwóch stronach barykady, to znakomicie nawzajem się rozumieją i szanują. Każdy wykonuje swoją robotę, każdy z największą starannością. Wygrywa silniejszy.
Im dłużej trawię tę książkę tym mam ochotę wystawić jej wyższą ocenę, niż miałem to zamiar uczynić początkowo. Zewsząd biją zachwyty nad nią, nie spotkałem ani jednego złego słowa pod jej adresem. Co sprawiło, że jest ona tak dobrze przyjmowana? Przecież nie jest to jedyna powieść o seryjnym mordercy (w książce chyba ani raz nie pada takie określenie Łowcy), a zamiana ról ścigającego i ściganego nie decyduje o oryginalności kryminału. Również powolna akcja na początku powieści nie zachęcała do lektury, jednak w końcu nastąpił przełom i wydarzenia ruszyły z kopyta. Wzorzec zbrodni skończył się szybciej niż oczekiwałem. I sam nie wiem czy sięgnąłbym po kontynuację przygód detektywa Tallowa, czy jednak poświęciłbym czas innemu kryminałowi. Może na tym polega jego zaleta, jego moc - mimo iż minęło już kilka tygodni od przeczytania, to nadal się nad nim głowię.
Im dłużej trawię tę książkę tym mam ochotę wystawić jej wyższą ocenę, niż miałem to zamiar uczynić początkowo. Zewsząd biją zachwyty nad nią, nie spotkałem ani jednego złego słowa pod jej adresem. Co sprawiło, że jest ona tak dobrze przyjmowana? Przecież nie jest to jedyna powieść o seryjnym mordercy (w książce chyba ani raz nie pada takie określenie Łowcy), a zamiana ról ścigającego i ściganego nie decyduje o oryginalności kryminału. Również powolna akcja na początku powieści nie zachęcała do lektury, jednak w końcu nastąpił przełom i wydarzenia ruszyły z kopyta. Wzorzec zbrodni skończył się szybciej niż oczekiwałem. I sam nie wiem czy sięgnąłbym po kontynuację przygód detektywa Tallowa, czy jednak poświęciłbym czas innemu kryminałowi. Może na tym polega jego zaleta, jego moc - mimo iż minęło już kilka tygodni od przeczytania, to nadal się nad nim głowię.
SQN 2014
Tytuł oryginału: Gun Machine
Przekład: Agnieszka Brodzik
* Warren Ellis, Wzorzec zbrodni, SQN, Kraków 2014, ss. 174-175.
** Ibidem, s. 191.
Czytałam tę książkę niedawno i dosyć dobrze ją oceniłam. Choć czasem według mnie była nudna.
OdpowiedzUsuńMnie książka nie nudziła, może początek trochę był przewlekły, minusem może być mała objętość kryminału (choć ile można czytać skandynawskich tomiszczy?). I, odnosząc się do Twojej recenzji - zgodzę się, że tekst świetnie nadaje się do ekranizacji, wszak pisał go spec od niejednego komiksu przeniesionego na ekran.
UsuńMi się ta książka bardzo podobała. Miała swój klimat i dobrze się ją czytało. I jeżeli o mnie chodzi to bardzo chętnie przeczytałabym kontynuację przygód detektywa Tallowa :)
OdpowiedzUsuńNie wiem kto mnie bardziej zaciekawił, Tallow czy Łowca. Odnoszę wrażenie, że są oni bardzo podobni do siebie, obydwaj mieli problemy z osobowością, obaj zagłębili się w historii "nowojorskich" Indian, tylko stanęli po różnych stronach, naprzeciw siebie. Właściwie trudno do czegoś się przyczepić tak na serio w książce. Jednak czegoś mi tam brakuje. Czego? Nie wiem jeszcze :)
Usuń