czwartek, 29 stycznia 2015

Pokolenie moich rodziców i dziadków, czyli osób, którym przyszło spędzić co najmniej lata swojej młodości w PRL-u, nie raz powtarzają jak wtedy było pięknie i wspaniale. Można było podłapać fuchę i dorobić, człowiek nie miał tylu zmartwień co dziś. Służba zdrowia była lepsza, w pracy też było inaczej, nie było szczucia jednego przeciwko drugiemu. Tylko na półkach w sklepach nie było wyboru, a niektóre artykuły nabywało się po znajomości, czyli nie do końca uczciwie wobec współobywateli. Z pewnością ludziom żyło się bardziej beztrosko, większość nie pędziła za zyskiem, bo do czego były potrzebne te pieniądze, skoro i tak niczego nie można było kupić? Wolność była większa, choć dziś mówi się, że PRL był systemem totalitarnym, niewolącym ludzkie ciała i umysły. 

Osobiście uważam, że to my, dzieci i wnukowie osób żyjących w czasach komuny, jesteśmy bardziej zniewoleni przez system i normy, którymi się otaczamy i które mają nam gwarantować wolności, a stają się kajdanami. Sami je sobie zakładamy, aby w pozornym spokoju co dzień biec do pracy, gdzie nasz trud służy powiększaniu bogactwa naszych pracodawców. Demokracja niosąca ideę równości ludzi wobec prawa w dzisiejszych czasach okazuje się być pustosłowiem - społeczeństwa, które dłuższy czas żyją w demokracji, popadają w marazm. Obywatele zapadają w swego rodzaju sen zimowy, w swoich domach-gawrach spędzają błogo czas wolny od pracy i konsumują wtłaczane im przez media masowe obrazy o szczęśliwym społeczeństwie. Ale co się stanie kiedy radio zamilknie, w telewizorze nie wyświetli się obraz, telefony komórkowe nie przekażą połączeń, a internet przestanie działać? Jak świat będzie funkcjonował gdy do spłuczki w toalecie nie napłynie woda, a na stacji nie będzie można zatankować paliwa bo pompy do działania potrzebują prądu? Jak długo dzisiejszy człowiek może sobie radzić bez dostaw energii elektrycznej?

Wielu z nas zapewne nawet nie zastanawia się jak wiele czynności, które codziennie wykonujemy, jest zależnych od prądu. Budzimy się - budzik coraz częściej mamy ustawiony albo w komórce, albo w jakimś urządzeniu na prąd. Poranna toaleta: pstryk! - światło, woda w kranie pompowana za pomocą prądu, suszarka, maszynka do golenia, lokówka, prostownica - wszystko na prąd. Następnie śniadanie - kawa lub herbata - a więc czajnik elektryczny, bo instalacje i butle gazowe są niebezpieczne. Produkty spożywcze trzymamy w lodówce - też na prąd! Można tak długo wymieniać, a to przecież tylko przykład codziennych czynności podejmowanych przez każdą jednostkę. A jak wygląda codzienność całego społeczeństwa? Co oznacza brak energii elektrycznej dla przedsiębiorstw czy państwa? Jak wiele problemów napotka rząd w momencie awarii sieci energetycznej? 

Dlaczego w przydługawym wstępie przywołałem czasy komunizmu? Aby ukazać, że dzisiejszy człowiek, który uważa, że żyje w wolnym społeczeństwie i któremu państwo niemal mówi: rób co chcesz, nawet nie zdaje sobie sprawy, że jest od niego całkiem zależny i wszystkie podejmowane decyzje uwzględniają jego dyktat. Właśnie przeciwko takiej organizacji państwa powstają sprawcy wyłączenia prądu w niemal całej Europie. Odzierają oni z kolorowych łaszków prawdziwe oblicze demokracji, jej bezsilność, zawodność oraz zniewolenie ludzi. Ale te refleksje właściwie pojawiają się tylko między wierszami. Na pierwszym planie widzimy tragedię jednostek, które pozostawione same sobie na własną rękę podejmują walkę o przetrwanie w nowych realiach. Ich perypetie oraz historia dzielnego i odważnego włoskiego informatyka - oto sól tej książki. 

Marc Elsberg w podtytule powieści Blackout nie bez kozery dodał, że to najczarniejszy scenariusz z możliwych. I taką historię udało mu się stworzyć. Co prawda przewidywanie zachowania pięciuset milionów mieszkańców kontynentu europejskiego przypomina wróżenie z fusów, ale wizja roztoczona przez Niemca wydaje się być dość realistyczna. Choć to dopiero początek roku, Blackout niewątpliwie znalazłby się w moim zestawieniu książek wartych polecenia (nie znajdzie się tam tylko dlatego, bo nie prowadzę takowego). Do twórczości Elsberga z pewnością powrócę gdy tylko zostanie przetłumaczona jego kolejna książka (Zero). 

Słowem zakończenia pozwolę sobie powrócić jeszcze raz do czasów komunizmu w Polsce. Gdyby jakiś szaleniec postanowił odłączyć prąd w całym bloku państw komunistycznych, to pokolenie moich rodziców i dziadków z pewnością lepiej poradziłoby sobie z jego brakiem niż bohaterowie powieści oraz my dzisiaj.

Tytuł oryginału: Blackout
Przekład: Elżbieta Ptaszyńska-Sadowska
Wydawnictwo W.A.B. 2015

2 komentarze: