piątek, 5 czerwca 2015


Jak ja lubię podróżować z Thubronem! Niespiesznie i dogłębnie odkrywać nieznane mi zakątki świata, przemierzać szlaki zwykłych ludzi i wsłuchiwać się w rytm ich życia. Po Jedwabnym Szlaku i Tybecie przyszła więc pora na kolejną podróż - do Chin, do których udałam się z niekłamaną ekscytacją i ciekawością, mimo iż o Państwie Środka mogłam już trochę poczytać. Wiedziałam jednak, że Colin Thubron odkryje przede mną inną, nieznaną twarz tego kraju. 

Ten nastrój podniecenia towarzyszył również podróżnikowi gdy otwarto granice Chin. Jeszcze kilka lat temu niedostępny kraj jawił się jako terra incognita gwarantująca jeśli nie przygodę - bo powściągliwy Brytyjczyk nie należy do awanturników - to zbliżenie do tego, co nieznane, inne i co za kilka lat być może odejdzie w przeszłość. Jak się okazało, Thubron nie tylko miał poznać ową inność, on miał tę inność uosabiać. Podszczypywano go w policzki, badano wzrokiem, ale również chętnie z nim rozmawiano - w kraju, w którym partia narzuca myślenie i karze za odmienne poglądy nie ma miejsca na indywidualność i szczere dyskusje, brytyjski podróżnik dawał więc szansę na wymianę opinii czy choćby niezobowiązującą pogawędkę, podczas której można "dotknąć" diabelskiego Zachodu, będącego narzędziem terroru władzy. Jeden z rozmówców opowiadał Brytyjczykowi jak podczas wojny koreańskiej straszono ich Amerykanami, jadąc do Stanów Zjednoczonych spodziewał się więc spotkać w fabrykach kapitalistów z batogami. Gdy prawda okazała się inna, zorientował się, że wszystko co wpajano obywatelom było kłamstwem. Ale ta świadomość nie pomagała - wolność gwarantowana przez konstytucję była pustym frazesem, bo nie dało się z niej skorzystać, myśląc czy działając po swojemu. Za kwestionowanie prymatu partii groziły sankcje karne, a w najlepszym wypadku uznawano odstępcę za wariata. Bezpieczniej było więc poddać się władzy partii i zatracić swój indywidualizm. Mao Zedong zasiał w tych pokornych umysłach Chińczyków ziarno szkodliwej ideologii znanej nam pod pojęciem rewolucji kulturalnej. Walka z antysocjalistami przerodziła się w tępienie wszelkich przejawów burżuazyjności. Niszczono wszystko, co piękne, niepospolite, a ofiarą czystek padali nie tylko ludzie, ale nawet zwierzęta domowe. 

Thubron co rusz spotykał na swojej drodze kogoś, kto pamiętał ten czas chaosu i terroru a czasem był także jego ofiarą. Według jednego z jego rozmówców to właśnie rewolucja kulturalna odpowiada za brak ideologii i egoizm ówczesnego młodego pokolenia, które jeśli czegoś pragnęło, to tylko dla siebie. Ktoś inny zauważył, że Chińczycy są narodem przywykłym do ofiar i mimo, iż nam, ludziom Zachodu, ich los wydaje się niegodny pozazdroszczenia, oni przyzwyczajeni są do takiego a nie innego życia. Być może - pisarz próbował usprawiedliwić Chińczyków - to nie bezlitosność popychała ich do okrucieństwa lecz brak złudzeń: córki sprzedawane były odległym wioskom jako tanie narzeczone, a gdy miały mniej szczęścia, wyrzucano je na śmietnik na pastwę psów... Same czworonogi również nie miały łatwo, gdyż Chińczycy cierpiący niedostatek i głód jedli wszystko, co żyje. W pewnym momencie Brytyjczyk zaczął się zastanawiać czy i on nie jest potencjalnym kandydatem do konsumpcji.

Colin Thubron pokazał Chiny jako kraj kontrastów. Z jednej strony zatłoczone i zaplute ulice, wszechobecna szarość i nijakość oraz woń uryny i smażonego oleju, z drugiej sterylne aleje i interesujący rozmówcy, z których każdy miał do przekazania ciekawą historię. Na jednej szali wpływy kultury Zachodu, na drugiej - niemożność wydostania się z pancerza nijakości i spod jarzma partii, choć ze szczerych rozmów wyłania się rosnący sprzeciw wobec ówczesnej polityki: Nasz slogan mówi, że partia jest naszym ojcem, ojczyzna zaś naszą matką. Co za ojciec! Wolałbym być sierotą! Uuuch! (...) Jak można kochać ojca, który stale cię bije?*. Thubron prowokuje do zwierzeń, być może dlatego, że nie wytwarza bariery między sobą a tubylcami, lecz podróżuje najniższą klasą, stołuje się tam, gdzie miejscowi. Brytyjczyk posiada cenny dar słuchania i docierania do sedna sprawy, czasami zadziwiając samego siebie swoimi nieprzemyślanymi wypowiedziami (kilkakrotnie w tekście pojawia się stwierdzenie typu: usłyszałem swój głos mówiący [...]), co było miłym akcentem humorystycznym w tej niewesołej książce. 

Za murem polecam, a sama czekam na kolejną podróż z Thubronem. Czas pokaże dokąd tym razem poprowadzi nasza droga.

* Colin Thubron, Za murem. Podróż po Chinach, Czarne, Wołowiec 2015, s. 430.

Czarne 2015
Seria: Orient Express
Tytuł oryginału: Behind the Wall. A Journey Through China
Przekład: Paweł Lipszyc

0 komentarze:

Prześlij komentarz