Podlasie obejmuje 20 187 km² powierzchni Polski, na których żyje ponad 300 gatunków ptaków, 60 gatunków ssaków, 45 gatunków ryb, 13 gatunków płazów oraz 7 gatunków gadów. Bogactwu przyrodniczemu sprzyja różnorodność siedlisk - kraina ta bowiem obfituje w lasy (617,5 ha, czyli 30,3% powierzchni województwa), rozległe pola uprawne i łąki, tereny podmokłe oraz jeziora, których jest 310 (licząc zbiorniki o powierzchni przekraczającej 0,5 ha)! Ponad 50% powierzchni województwa to tereny dziewicze, w mniej optymistycznym wariancie jedynie muśnięte ręką człowieka. Ale Podlasie to nie tylko przyroda, to także - a może przede wszystkim - ludzie.
Krainę położoną na północnym wschodzie Polski zamieszkuje 1 188 329 osób (czyli zaledwie 3,1% ludności naszego kraju), zróżnicowanych etnicznie, językowo i wyznaniowo, ale w jednakowym stopniu otwartych, tolerancyjnych i życzliwych. To właśnie ta wspólna cecha zainspirowała Tomasza Tomaszewskiego do podjęcia próby uchwycenia istoty Podlasia przez pryzmat człowieka, zwłaszcza że tematy krajobrazu i przyrody zostały już wyeksploatowane. Na jego fotografiach nie znajdziemy więc typowych przedstawicieli podlaskiej fauny takich jak bocian czy żubr - zastąpiły je częściej spotykane konie i krowy. Niewiele jest również krajobrazów. Cepelia ustąpiła miejsca codziennemu życiu - świętowaniu, pracy i rozrywce. Na zdjęciach Tomaszewskiego można więc zobaczyć m.in. ślub w cerkwi, koszenie bagien, produkcję sera, przeprawę krów przez rzekę czy kulig. Na uwagę zasługują również portrety znanych Podlasian: malarz Leon Tarasiewicz został uwieczniony z kurami ozdobnymi, które hoduje, drugi artysta, Andrzej Strumiłło, pozuje z psem w altanie swego domu, natomiast Krzysztof Kawenczyński, znany jako Król Biebrzy, przedstawiony został w swoim domu-samotni.
O Tomaszu Tomaszewskim wspominałam przy okazji recenzji Podlaskiego... Piotra Brysacza i Andrzeja Kalinowskiego, gdyż mam nieodparte wrażenie, iż to on był adresatem krytyki Wiktora Wołkowa. Nie wiem, w jaki sposób powstawały zdjęcia i w jakim stopniu fotograf zagłębił się w temat, wiem jedno - efekt jest naprawdę imponujący. Kadry są dopracowane pod względem technicznym oraz kompozycyjnym (w tej ostatniej kategorii moim numerem 1 jest fotografia jeźdźców w stadninie). Oglądając ciepłą, słoneczną twarz Podlasia aż ciężko uwierzyć w to, co Tomaszewski wyznał w jednym z wywiadów - że większość czasu spędził w kościołach i cerkwiach... modląc się o ustanie deszczu*.
Odkąd zobaczyłam wystawę Zapewnia się atmosferę życzliwości, stałam się fanką Tomaszewskiego, a ściślej: jego fotografii, bo za jego osobą nie przepadam, odkąd miałam przyjemność "poznać go" na jednym z festiwali. Być może mylne, wrażenie o jego zarozumiałości na mój odbiór jego fotografii nie ma żadnego wpływu. Gdy zobaczyłam zdjęcia śląskiego zagłębia, moja fascynacja sposobem patrzenia przez niego na to, co pozornie szare i nieciekawe, jeszcze bardziej się pogłębiła. Ach, gdyby tak zechciał sfotografować również Małopolskę!**
* http://www.poranny.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20111204/MAGAZYN/995380066 [dostęp: 30.10.2014]
** Marzenie ściętej głowy. Z informacji znalezionych w sieci wynika, że zdjęcia powstały na zlecenie Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podlaskiego za "bagatelną" kwotę 50 000 zł...
Urząd Marszałkowski Województwa Podlaskiego 2012
Zaciekawiłaś mnie tym. Nie znam tego pana, ale skusiłabym się na fotografie i Podlasie ;)
OdpowiedzUsuńChyba jestem jedyną osobą, która nie rozumie o co chodzi z tą głową konia.
OdpowiedzUsuńNa taką wystawę bym się przeszła, chociaż fotografa też bym nie polubiła. Serio, 50 tysięcy? No to za Małopolskę pewnie chciałby 2 razy tyle :D