czwartek, 30 października 2014

Podlasie obejmuje 20 187 km² powierzchni Polski, na których żyje ponad 300 gatunków ptaków, 60 gatunków ssaków, 45 gatunków ryb, 13 gatunków płazów oraz 7 gatunków gadów. Bogactwu przyrodniczemu sprzyja różnorodność siedlisk - kraina ta bowiem obfituje w lasy (617,5 ha, czyli 30,3% powierzchni województwa), rozległe pola uprawne i łąki, tereny podmokłe oraz jeziora, których jest 310 (licząc zbiorniki o powierzchni przekraczającej 0,5 ha)! Ponad 50% powierzchni województwa to tereny dziewicze, w mniej optymistycznym wariancie jedynie muśnięte ręką człowieka. Ale Podlasie to nie tylko przyroda, to także - a może przede wszystkim - ludzie. 

Krainę położoną na północnym wschodzie Polski zamieszkuje 1 188 329 osób (czyli zaledwie 3,1% ludności naszego kraju), zróżnicowanych etnicznie, językowo i wyznaniowo, ale w jednakowym stopniu otwartych, tolerancyjnych i życzliwych. To właśnie ta wspólna cecha zainspirowała Tomasza Tomaszewskiego do podjęcia próby uchwycenia istoty Podlasia przez pryzmat człowieka, zwłaszcza że tematy krajobrazu i przyrody zostały już wyeksploatowane. Na jego fotografiach nie znajdziemy więc typowych przedstawicieli podlaskiej fauny takich jak bocian czy żubr - zastąpiły je częściej spotykane konie i krowy. Niewiele jest również krajobrazów. Cepelia ustąpiła miejsca codziennemu życiu - świętowaniu, pracy i rozrywce. Na zdjęciach Tomaszewskiego można więc zobaczyć m.in. ślub w cerkwi, koszenie bagien, produkcję sera, przeprawę krów przez rzekę czy kulig. Na uwagę zasługują również portrety znanych Podlasian: malarz Leon Tarasiewicz został uwieczniony z kurami ozdobnymi, które hoduje, drugi artysta, Andrzej Strumiłło, pozuje z psem w altanie swego domu, natomiast Krzysztof Kawenczyński, znany jako Król Biebrzy, przedstawiony został w swoim domu-samotni.

O Tomaszu Tomaszewskim wspominałam przy okazji recenzji Podlaskiego... Piotra Brysacza i Andrzeja Kalinowskiego, gdyż mam nieodparte wrażenie, iż to on był adresatem krytyki Wiktora Wołkowa. Nie wiem, w jaki sposób powstawały zdjęcia i w jakim stopniu fotograf zagłębił się w temat, wiem jedno - efekt jest naprawdę imponujący. Kadry są dopracowane pod względem technicznym oraz kompozycyjnym (w tej ostatniej kategorii moim numerem 1 jest fotografia jeźdźców w stadninie). Oglądając ciepłą, słoneczną twarz Podlasia aż ciężko uwierzyć w to, co Tomaszewski wyznał w jednym z wywiadów - że większość czasu spędził w kościołach i cerkwiach... modląc się o ustanie deszczu*. 

Odkąd zobaczyłam wystawę Zapewnia się atmosferę życzliwości, stałam się fanką Tomaszewskiego, a ściślej: jego fotografii, bo za jego osobą nie przepadam, odkąd miałam przyjemność "poznać go" na jednym z festiwali. Być może mylne, wrażenie o jego zarozumiałości na mój odbiór jego fotografii nie ma żadnego wpływu. Gdy zobaczyłam zdjęcia śląskiego zagłębia, moja fascynacja sposobem patrzenia przez niego na to, co pozornie szare i nieciekawe, jeszcze bardziej się pogłębiła. Ach, gdyby tak zechciał sfotografować również Małopolskę!**

* http://www.poranny.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20111204/MAGAZYN/995380066 [dostęp: 30.10.2014]
** Marzenie ściętej głowy. Z informacji znalezionych w sieci wynika, że zdjęcia powstały na zlecenie Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podlaskiego za "bagatelną" kwotę 50 000 zł...

Urząd Marszałkowski Województwa Podlaskiego 2012

2 komentarze:

  1. Zaciekawiłaś mnie tym. Nie znam tego pana, ale skusiłabym się na fotografie i Podlasie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba jestem jedyną osobą, która nie rozumie o co chodzi z tą głową konia.
    Na taką wystawę bym się przeszła, chociaż fotografa też bym nie polubiła. Serio, 50 tysięcy? No to za Małopolskę pewnie chciałby 2 razy tyle :D

    OdpowiedzUsuń